piątek, 23 grudnia 2016

Premia świąteczna

         Głupie ksero! Znowu się zacięło, a ja skserowałem dopiero połowę dokumentów. Kiedyś je spalę i nasz wspaniały szefuńcio będzie musiał zainwestować w nowe. Sam niczego nie kseruje, toteż zbywa skargi, według których ta cholerna maszyna już dawno powinna wylądować na złomie. Słowo daję, psuje się przynajmniej raz w miesiącu od jakiegoś roku. Westchnąłem ciężko, na odchodne kopiąc to badziewie i właśnie wtedy… O tak, właśnie wtedy ta głupia maszyna na nowo zaczyna kserować! Ugh! Z resztą dokumentów uwinąłem się w piętnaście minut, a potem, z oryginałami w jednej, a kopiami w drugiej ręce, poszedłem do gabinetu szefa.
         – Wejdę, dam mu to, powiem o ksero i wyjdę. Raz i dwa, bez żadnych głupich docinek – wymamrotałem do siebie.
         Och, tak, tak, doskonale wiem, gadanie do siebie jest objawem pokrzywionej psychiki. Ale to, tylko i wyłącznie, zawdzięczałem mojemu gburowatemu szefowi. No ludzie! Kto to widział, żeby być aż takim dupkiem z takim wyglądem? A wygląd to on miał, oj miał. Był idealny, ale to tylko moje zdanie i nikt o tym nie wie. No, może z wyjątkiem mojej zwariowanej matki, która tak potrafi przycisnąć do muru, że z powodzeniem mogłaby przesłuchiwać najgorszych i najbardziej na „nie” przestępców. Nic dziwnego więc, że wiedziała o mnie niemalże wszystko. Wracając do mojego szefa – drań, jeśli idzie o charakter. Nie przejawia żadnych uczuć poza kpiną i zwyczajowym wkurwem, kiedy któryś z pracowników coś spartoli. Najczęściej obiektem, na którym się wyżywa, jestem ja, bo jakoś tak… No, ofermą jestem, no. A on jest cholernym perfekcjonistą. W dodatku ma hopla na punkcie punktualności, a mi zdarza się zaspać. Jest też pracoholikiem, na czym my, biedni i ciemiężeni pracownicy, tracimy najbardziej. Do Świąt zostały cztery dni, a on wspaniałomyślnie stwierdził, że firma w Wigilię nie będzie zamknięta. Co to oznaczało? Pracę od rana do nocy. Do dwudziestego czwartego grudnia, cholera. A miałem jechać do rodziców na Święta. Całe Święta. A tak to co? Będę tam dopiero w Pierwszy Dzień Świąt, bo do domu rodzinnego mam ponad trzysta kilometrów, a lód na drogach nie pozwalał na szybką jazdę. No, ale odbiegam od tematu. Sasuke. Uchiha Sasuke, mój szef. Wspominałem, że jest moim ideałem, jeśli idzie o wygląd, nie? Czarne włosy dobrze kontrastowały z jego wiecznie bladą cerą, a arystokratyczne rysy twarzy sprawiały, że czasami zdarzało mi się na niego zagapić. A on czasami mnie na tym przyłapywał i wtedy tylko uśmiechał się kpiąco. Argh! Jak mnie to niesamowicie wręcz wkurzało! On i ten jego pieprzony, kpiący uśmieszek! Te jego idealne wargi… I te oczy w kształcie migdałów. Oczy miał czarne, zupełnie jak włosy. Dopiero, kiedy spojrzało się na niego z naprawdę niewielkiej odległości, można było wychwycić, gdzie kończyły się tęczówki, a zaczynały źrenice. A ja miałem okazję spojrzeć w te jego oczy z bliska, bardzo bliska. No bo jeśli o pieprzenie chodzi, to Sasuke bardzo dobrze pieprzy. Kiedyś mieliśmy taki bankiet firmowy, były na nim wręczane nagrody dla najlepszych pracowników, a potem była impreza. Mocno zakrapiana impreza, a bankiet był w pięciogwiazdkowym hotelu. Już wtedy ten cholerny drań mi się podobał, więc kiedy wypiłem o ten jeden kieliszek za dużo, podszedłem do niego i wszystko mu wygarnąłem. Ale no powiedziałem mu wszyściusieńko, co o nim myślę. Wiecie, co jest moim przekleństwem? To, że jak się upiję, to na drugi dzień wszystko pamiętam. No to pamiętałem, jak on na ten mój wywód uśmiechnął się kpiąco i rzucił, że chyba powinien mnie ktoś porządnie przelecieć, bo ostatnio ciągle chodzę podkurwiony. I tak, pamiętałem też, że zamiast odpowiedzieć mu cokolwiek sensownego, chwyciłem go za rękę i zaciągnąłem do jednego z hotelowych pokoi na pierwszym piętrze, które było wynajęte dla pracowników firmy. A potem? No cóż… Potem przeżyłem najlepszy orgazm swojego życia. Sasuke w łóżku był naprawdę zajebisty. Pamiętałem jego gorące usta i język, jego dłonie, każdą pieszczotę… Po wszystkim zasnęliśmy, a kiedy rano się obudziłem i uświadomiłem sobie, co takiego stało się w nocy, dziękowałem bogom, że ten drań jeszcze śpi. W tempie ekspresowym, a przy tym zachowując się jak najciszej, zmyłem się z pokoju, a następnie z hotelu i wróciłem do siebie. Bałem się spotkania w firmie, ale tu Sasuke po raz kolejny mnie zaskoczył. Zachowywał się w stosunku do mnie zupełnie normalnie. Żadnych głupich tekstów, aluzji, znaczących spojrzeń lub „przypadkowych” otarć. Wyglądało na to, że niczego nie pamiętał. A wyglądał mi na całkiem trzeźwego, kiedy najpierw wszystko mu wygarniałem, a potem ciągnąłem go do pokoju. Po głębokim namyśle uznałem, że drań po prostu dobrze się maskował. Bo przecież dyrektorowi firmy reklamowej, która miała świetną renomę w całej Japonii, nie wypadało pokazywać się pijanym. Między nami było tak jak wcześniej – relacja pracodawca-pracownik, z kilkoma nadprogramowymi złośliwymi uwagami w ciągu dnia, zarówno z jego, jak i z mojej strony. Nie zastanawiając się długo, zacząłem udawać, że nic między nami się nie wydarzyło. Skoro on nic nie pamiętał, ja nie zamierzałem mu niczego przypominać.
         Odetchnąwszy cicho, zapukałem do gabinetu dyrektora i nie czekając na zaproszenie, wszedłem do środka. Uchiha stał przy oszklonej ścianie z widokiem na Tokio i rozmawiał z kimś przez telefon. Rzucił mi przelotne spojrzenie, a ja pokazałem dokumenty, na co on skinął głową i ponownie odwrócił się do szyby. Uznałem to za pozytyw w ciągu dnia, przynajmniej nie będę musiał z nim gadać. Położyłem więc szybko dokumenty na jego biurku i już, już chciałem wychodzić, kiedy usłyszałem:
         – Długo ci zeszło, Uzumaki.
         Odwróciłem się w jego stronę. Już nie rozmawiał przez telefon, ale wciąż stał przy oszklonej ścianie. Patrzył na mnie, a na jego ustach błąkał się ten cholernie seksowny, kpiący uśmieszek. Lecz się, Uzumaki.
         – Ksero znowu nawaliło. Kupiłbyś wreszcie nowe. Kasy masz jak lodu, a na głupie ksero pracownikom poskąpisz. Następnym razem zrobię tak, żebyś sam zapierdzielał skserować jakieś dokumenty, wtedy zobaczysz, jak to jest.
         Nie, ja naprawdę nie zamierzałem powiedzieć aż tyle. Ale no, tak jakoś wyszło… Wspominałem już, że zawsze mówię, zanim pomyślę? Nie? No to wspominam teraz. Sasuke uniósł prawą brew, patrząc na mnie przenikliwie. Cholera, nienawidziłem tego jego spojrzenia. Miałem wtedy wrażenie, że może czytać mi w myślach.
         – Mam ci odjąć premię świąteczną?
         – Ta, premię świąteczną – parsknąłem. – Ty i premia świąteczna. Serio, Sasuke, nie miałem pojęcia, że masz poczucie humoru.
         – Grabisz sobie, Uzumaki.
         – Ta, wiem. Grabię sobie, odkąd tutaj pracuję. Wracam do pracy, chcę wrócić do domu przed północą. I na następny raz wyślij do ksero swoją sekretarkę. Albo najlepiej ją zwolnij, bo nie robi nic innego, tylko gada przez telefon albo poprawia makijaż, zamiast wykonywać swoje obowiązki.
         Wyszedłem z gabinetu, nie czekając na odpowiedź Uchihy. Tę swoją nową sekretarkę powinien zwolnić. Ciągle próbuje go poderwać. Odkąd zaczęła tu pracować i mizdrzyć się do Sasuke, czyli od jakiegoś miesiąca, czasami wyobrażałem sobie, jak wyrywam jej włosy z głowy. Tak, byłem zazdrosny o Sasuke. No bo, zapomniałem wspomnieć o takim ważnym szczególe… Byłem w nim zakochany. Czy może nawet więcej – kochałem go. Zaczęło się już, jak zacząłem tu pracować. Najpierw mi się podobał, a po tej naszej wspólnej nocy w hotelu zacząłem czuć do niego coś więcej. No i wpadłem.


         Nienawidzę tej pracy. Słowo daję, wykończę się. Ten cholerny Uchiha zamiast zatrudniać zwykłych ludzi, powinien poszukać sobie jakichś zombie. Ale serio, bez kawy ani rusz. Praca w firmie zaczynała się o siódmej rano. Zanim wyjechałem z domu, musiałem się też ogarnąć i wypić kawę, więc w efekcie do pracy wstawałem około piątej trzydzieści. A ten dupek Uchiha? Nie dość, że zawsze wychodził z firmy ostatni, czyli przeważnie około północy, to w pracy pojawiał się jako pierwszy. I zawsze wyglądał jak młody bóg! Jak on to robił, cholera? Z niezbyt wesołą miną wszedłem do budynku firmy i kogo spotkałem w holu? Oczywiście, że tego przystojnego drania!
         – Jest ósma trzydzieści, Uzumaki – poinformował mnie. O wielkie rzeczy, znowu zaspałem! Powinieneś się do tego już dawno przyzwyczaić, panie perfekcyjny.
         – Dzień dobry. Za grosz kultury, Uchiha… – Westchnąłem ciężko, kręcąc głową z udawaną rezygnacją. – Najpierw się witasz, potem mówisz resztę. I tak, mam zegarek, wiem, która jest godzina.
         Minąłem go i poszedłem do windy, żeby dostać się na trzecie piętro. Uchiha, ku mojemu rozczarowaniu, poszedł za mną.
         – To już twoje piąte spóźnienie w tym miesiącu.
         – Liczyć też umiem. – Wsiadłem do windy, naciskając odpowiedni przycisk, po czym ziewnąłem szeroko. Sasuke wsiadł za mną i nacisnął przycisk z czwartym piętrem, a ja miałem ochotę walnąć głową w ścianę. Czy on nie ma innych rzeczy do roboty niż uprzykrzanie mi życia?!
         – Zamierzasz się jakoś usprawiedliwić? – zapytał, patrząc na mnie uważnie.
         – Nie? Daj spokój, nie każdy jest taki ja ty. Normalni ludzie potrzebują snu. I weź przestań za mną łazić, mam dużo pracy.
         – Gdybyś nie zaspał, miałbyś wolną chwilę na rozmowę ze mną.
         – A kto ci powiedział, że chcę z tobą rozmawiać? – Uniosłem lewą brew.
         Winda się zatrzymała, a jej drzwi się rozsunęły, więc już chciałem wychodzić, kiedy poczułem szarpnięcie za ramię. To Sasuke mną szarpnął, w wyniku czego wpadłem na jedną z metalowych ścian. Drzwi windy się zasunęły, a Uchiha podszedł do mnie blisko. Za blisko. Otworzyłem szerzej oczy, patrząc na jego kształtne wargi. Chyba to zauważył, bo uśmiechnął się drwiąco. Kiedy otworzył usta, żeby coś powiedzieć, na swoich poczułem jego gorący oddech. Winda ruszyła w górę.
         – Jesteś pyskaty i w ogóle mnie nie szanujesz. Jestem twoim szefem, a ty moim pracownikiem.
         I kiedy już miałem mu coś odpowiedzieć, wpił się swoimi wargami w moje, a mi dosłownie zmiękły nogi. Odsunął się ode mnie, a ja siłą woli nie osunąłem się na podłogę. Ten pocałunek trwał tak krótko, że nawet nie zdążyłem go odwzajemnić.
         – Przejrzałem wczoraj projekt reklamy, który zrobiłeś i zaznaczyłem, co ma być poprawione. Masz go na biurku. Chcę go widzieć dzisiaj do godziny osiemnastej. Już po poprawkach, oczywiście.
         W momencie, kiedy skończył mówić, rozsunęły się drzwi windy, a on wyszedł i poszedł do swojego gabinetu, w ogóle na mnie nie patrząc. A ja zostałem w tej windzie i zanim się pozbierałem, minęła długa chwila. W końcu nacisnąłem przycisk i już po chwili wysiadłem na swoim piętrze. Wszedłem do pomieszczenia, w którym pracowałem razem z Kibą i Shikamaru. Usiadłem przy swoim biurku, a po chwili się na nim rozłożyłem. Co mnie podkusiło, żeby zostać grafikiem? I czemu zamarzyła mi się praca w reklamie? Gdyby nie to, nigdy nie poznałbym Uchihy, a moje serce nie waliłoby teraz jak oszalałe. Z ciężkim westchnieniem wyprostowałem się na skórzanym, obrotowym fotelu i wziąłem do ręki projekt, po czym przyjrzałem się, w których miejscach muszę nanieść poprawki. A potem znowu ciężko westchnąłem. To będzie długi dzień.


         Poprawki udało mi się nanieść do godziny siedemnastej trzydzieści. Oczywiście, nie pracowałem cały czas. W międzyczasie obgadaliśmy z chłopakami ostatni mecz, a potem trochę pożartowaliśmy. No i byłem na obiedzie w knajpce naprzeciwko biura. Dodając do tego zawiechy, podczas których myślałem o tym, co wydarzyło się w windzie i rozkminiałem, dlaczego Sasuke mnie pocałował, to pracowałem jakoś przez połowę czasu, który miałem na poprawienie projektu. Dobra, Uzumaki, weźże się w garść i zapukaj wreszcie do tego gabinetu. Uchiha nie gryzie. A mógłby… Nie! Nieważne! Głęboki oddech i pukamy! Och, jakiś ty dzielny, Uzumaki… Nie czekając na zaproszenie, wszedłem do środka. Sasuke siedział przy biurku i przeglądał jakieś papiery. Podszedłem bliżej i położyłem projekt na drewnianym blacie, po czym odwróciłem się z zamiarem wyjścia.
         – Poczekaj – polecił Uchiha, a ja, korzystając z tego, że nie widzi mojej twarzy, przewróciłem oczami. Odwróciłem się z powrotem w jego stronę.
         – Co? – zapytałem buńczucznie, jak przystało na dorosłego, dwudziestosześcioletniego faceta.
         – Pstro. Trochę kultury, młotku. Przysuń sobie krzesło i siadaj przy mnie, razem sprawdzimy ten projekt. A potem możesz jechać do domu.
         Westchnąłem cierpiętniczo i zrobiłem to, o co mnie poprosił. A właściwie rozkazał. Mógłbym mu odmówić i powiedzieć, żeby sam sobie nad tym siedział czy coś w tym stylu, ale jego późniejsze docinki na ten temat… No właśnie, no właśnie. Perspektywa wcześniejszego powrotu do domu sprawiła, że uśmiechnąłem się lekko.


         Wspominałem coś o wcześniejszym powrocie do domu, prawda? Marzenia ściętej głowy. Właśnie wyszedłem z biura Sasuke. Przejrzenie projektu ewoluowało w naniesienie kolejnych poprawek, więc nic dziwnego, że już było dobrze po dwudziestej trzeciej. Przynajmniej projekt był skończony. Wszedłem jeszcze do pomieszczenia dzielonego z Kibą i Shiką, żeby wziąć kurtkę i torbę, po czym wyszedłem z biura. Droga do mieszkania nie zajęła mi długo, a kiedy tylko wszedłem do środka, zjadłem jakąś kolację, umyłem zęby, wziąłem szybki prysznic i padłem na łóżko. Zasnąłem w ciągu kilku minut, nie mając nawet czasu ani sił pomyśleć o pocałunku Sasuke.


         Nazajutrz znowu zaspałem do pracy. Tak, tak, kiedy pojawiłem się w biurze, było krótko po dziewiątej. Tym razem nie napotkałem nigdzie Uchihy i jego złośliwych komentarzy. I dobrze, niech się mnie nie czepia. Jak mnie trzyma w pracy do prawie północy, to niech się spodziewa, że na drugi dzień zaśpię.
         – Siema – przywitałem się z Kibą i z na wpół śpiącym Shikamaru, siadając przy swoim biurku. Właściwie to dzisiaj nie miałem niczego konkretnego do zrobienia. Sasuke mówił mi wczoraj, żebym rzucił okiem na projekt nowo zatrudnionego grafika. Miał się sam do mnie zgłosić około godziny piętnastej, więc do tego czasu postanowiłem, że powoli zacznę robić projekt, który miał być na koniec stycznia przyszłego roku. Im prędzej zacznę, tym szybciej skończę.
         – Siema, stary. Słyszałeś? Naszego szefuńcia nie ma dzisiaj w pracy – poinformował mnie Kiba, jednocześnie przeglądając coś na swoim telefonie.
         – Jak to nie ma go w pracy? Jesteś pewien? – zapytałem zaszokowany. No bo hej, jak to tak? Pracoholika nie ma w pracy?
         – Całkowicie. Wszyscy o tym plotkują. Przecież jemu jeszcze nigdy się to nie zdarzyło. Może wreszcie zachorował? – rzucił pomysł.
         – Wczoraj wyglądał na zdrowego, a siedziałem z nim do późna nad projektem – mruknąłem.
         – Więc odpada. Słowo daję, temat dnia.
         – Jakie to upierdliwe. – Shikamaru westchnął ciężko.


         Około trzynastej trzydzieści wyszedłem coś zjeść. Stanąłem przed windą i nacisnąłem przycisk przywołania, a kiedy drzwi się otworzyły, już miałem wejść do środka, kiedy…
         – Co ty tu robisz? – zapytałem, patrząc na Uchihę z nieskrywanym zdziwieniem, po czym w końcu wsiadłem do windy.
         – Pracuję. Doprawy, Uzumaki… – parsknął z politowaniem, a ja przewróciłem oczami. – I jestem szefem tej firmy, gdybyś zapomniał.
         – Pamiętam doskonale, Uchiha – zwróciłem się do niego po nazwisku. I właśnie wtedy przypomniałem sobie, co zdarzyło się w tej windzie wczoraj. Ojjj… Niedobrze. Przełknąłem ślinę, zerkając krótko na bruneta. Patrzył przed siebie. – Też jedziesz na dół? – zapytałem, żeby przerwać tę upierdliwą ciszę między nami.
         – Jak widać – odparł jedynie, jednak po chwili dodał: – Jutro weź sobie dzień wolny i porządnie wypocznij. Pojutrze będziesz mi potrzebny od rana, więc nie zaśpij. – Kiedy winda zatrzymała się na pierwszym piętrze, wysiadł. A ja, jeszcze przechodząc na drugą stronę ulicy, byłem w stanie głębokiego szoku. Uchiha dał mi dzień wolny. Tak bez powodu. Ojjj… To nie wygląda dobrze. Kurczę, on nigdy nie dał nikomu dnia wolnego od tak! Cały samych najgorszych przeczuć wszedłem do knajpki.


         Wczorajszy dzień wykorzystałem bardzo dobrze. Po pierwsze, wyspałem się. Wstałem dopiero gdzieś koło południa, a i to tylko dlatego, że mój żołądek dał o sobie znać. Obiad sobie zamówiłem, naprawdę nie chciało mi się gotować. A resztę dnia przeleżałem na kanapie, oglądając telewizję. I nawet nie myślałem aż tak dużo o Sasuke. Wcale a wcale. Tylko tak nie za bardzo kojarzyłem, co wczoraj oglądałem. Za to dzisiaj w pracy stawiłem się punktualnie. Wszedłem do budynku firmy i na kogo natknąłem się w holu? No oczywiście, że na Uchihę.
         – Widzę, że dzień wolny ci posłużył, do siódmej zostało pięć minut – powiedział zamiast zwyczajowego „dzień dobry”, a ja przewróciłem oczami.
         – Taa, jak widać, posłużył – mruknąłem i już miałem go minąć, ale o czymś sobie przypomniałem. – A właśnie. Wspominałeś, że dzisiaj od samego rana będę ci potrzebny. – Spojrzałem na niego pytająco.
         – Owszem. – Popatrzył mi prosto w oczy, a moje serce zgubiło jedno uderzenie. – Przyjdź do mojego gabinetu o ósmej.
         Skinąłem głową, nic już nie mówiąc i na miękkich nogach podszedłem do windy. Cholera, te jego oczy… Dojechałem na właściwe piętro, po czym poszedłem do swojego miejsca pracy, od progu witając się z Kibą. Shikamaru znowu zaspał, bo przy biurku nie było jego rzeczy. Usiadłem na skórzanym fotelu. I co ja niby miałem robić przez tę godzinę? Nieco rozkojarzony wziąłem do ręki zarys projektu, który przedwczoraj zacząłem.


         Czas do ósmej zleciał mi nadzwyczaj szybko. Jednak kiedy wybiła ta godzina, przerwałem dotychczas wykonywaną pracę i poszedłem do gabinetu Sasuke. Zapukałem i jak zwykle nie czekałem na zaproszenie, tylko od razu wszedłem do środka. Uchiha akurat rozmawiał z kimś przez telefon. Spojrzał na mnie krótko i dał mi znać ręką, żebym poczekał. Zamknąłem za sobą drzwi, po czym podszedłem do jego biurka i oparłem się o nie biodrem, patrząc na niego. A było na co popatrzeć… Brunet stał odwrócony do mnie tyłem, więc bez najmniejszego skrępowania zawiesiłem wzrok na jego pośladkach. Uchiha zawsze nosił dobrze skrojone garnitury, w których wyglądał nieprzyzwoicie seksownie. A dzisiaj te jego ciemnogranatowe spodnie tak przyjemnie opinały mu się na pośladkach… Wycałowałbym je. Chyba za bardzo zanurzyłem się w świecie marzeń, bo dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że Sasuke odwrócił się w moją stronę. Odchrząknąłem zażenowany, modląc się o to, żeby nie zorientował się, gdzie jeszcze przed chwilą patrzyłem. Wystarczyło mi jedno spojrzenie na jego twarz, żeby przekonać się, że owszem, zorientował się. Dał mi to do zrozumienia jego pełen drwiny uśmieszek. Zanim zdążył rzucić jakąś złośliwą uwagę, zapytałem:
         – Więc do czego ci jestem potrzebny?
         Uśmiechnął się jeszcze bardziej drwiąco, po czym podszedł do mnie. Blisko, bardzo blisko. Nie odpowiedział od razu, tylko spojrzał mi prosto w oczy. I patrzył tak dłuższą chwilę, aż w końcu całkiem nie zmiękły mi nogi i nie musiałem opaść na fotel za sobą. Uchiha, cały czas milcząc, obszedł biurko i usiadł na swoim fotelu.
         – Chciałem z tobą porozmawiać o projekcie, który ma być gotowy na koniec stycznia. Zacząłeś już? – Spojrzał na mnie uważnie, a ja skinąłem głową. Bałem się, że jeśli coś powiem, to nie zapanuję nad drżeniem głosu. No nie moja wina, że ten cholerny drań tak bardzo na mnie działa! – W takim razie mam nadzieję, że nie zrobiłeś dużo. Nasz klient zmienił wytyczne, ponadto przesunął termin na połowę stycznia. To dosyć duży projekt, mimo to chciałbym, abyś tylko ty go wykonał. Jeżeli będziesz potrzebował pomocy, nie wahaj się do mnie zgłosić. A teraz przekażę ci nowe wytyczne i…
         Słuchałem go kompletnie rozkojarzony. Nawet zapomniałem oburzyć się na zmianę terminu projektu i odpyskować, że nie będę potrzebował pomocy Uchihy, bo sam doskonale sobie poradzę. I przez co to wszystko? Przez to jego cholerne spojrzenie! Z jego gabinetu wyszedłem nie mniej rozkojarzony. Ba, nawet bardziej, bo drań powiedział, żebym przyszedł do niego około osiemnastej.


         Czas do osiemnastej minął mi na tworzeniu zarysu projektu według nowych wytycznych. Na obiad poszedłem około czternastej, jednak i wtedy nie dane było mi zastanowić się nad zachowaniem Uchihy, ponieważ towarzyszył mi Kiba. Powiedział, że rano pokłócił się ze swoją żoną Hinatą i musi z kimś o tym pogadać. No i dobrze, że Inuzuka ze mną poszedł. Nie chciałem myśleć o Sasuke. Ostatnio prawie cały czas to robiłem i tylko marnowałem czas, bo nie wychodziło z tego nic konkretnego. Za dziesięć osiemnasta Kiba zaczął zbierać się do domu, a ja spojrzałem na niego zaskoczony. Jednak już po chwili przypomniałem sobie, że w Wigilię firmę zamykano o osiemnastej i nikt nie zostawał do późnej nocy. Ten fakt mocno mnie zaniepokoił, no bo… czego mógł chcieć ode mnie Uchiha po godzinach pracy? W dodatku wtedy, kiedy będziemy w całym budynku firmy kompletnie sami?! No, nie licząc ochroniarzy, ale oni przebywali wyłącznie na parterze lub w pokoju monitoringu. Kiedy Inuzuka wyszedł, życząc mi wesołych Świąt i żegnając się ze mną krótkim uściskiem, westchnąłem ciężko, po czym poszedłem do gabinetu Sasuke. Zapukałem i wszedłem do środka. Brunet siedział za biurkiem i przeglądał jakieś papiery, jednak kiedy na mnie spojrzał, odłożył je na bok.
         – No to jestem – mruknąłem iście odkrywczo, a on uśmiechnął się lekko. A ja? Przeżyłem mini zawał, bo w jego uśmiechu nie było drwiny, złośliwości lub politowania… To był zwyczajny, normalny uśmiech.
         – Widzę – odparł, po czym wstał i podszedł do mnie. Cholera, czy on zawsze musi tak blisko podchodzić?
         – No… to czego chciałeś? Już osiemnasta, firma zamknięta, więc nie sądzę, żeb…
         Nie dane było mi skończyć, bo Sasuke mnie pocałował. Och, ale tak naprawdę pocałował! I to nie było to, co w windzie… O nie. Ten pocałunek był lepszy, dłuższy, a on naparł językiem na moje wargi, które od razu rozchyliłem. Przyparł mnie do drzwi, a pomiędzy naszymi ciałami na darmo było szukać wolnej przestrzeni. Zacząłem oddawać jego pocałunek. Było mi gorąco i serce biło mi tak szybko i głośno… Sasuke świetnie całował. Zupełnie tak samo, jak podczas tamtej nocy w hotelowym pokoju. Wprawnie i gorąco, a jego język… Och, jego język zbadał dokładnie każdy zakamarek moich ust, by na końcu zaprosić mój język do wspólnej zabawy. Nie zamierzałem mu nie ulec. W tamtym momencie nie myślałem logicznie. Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie, obaj ciężko oddychając.
         – Co… to było? – zapytałem w końcu, spoglądając brunetowi w oczy. Wciąż się ode mnie nie odsuwał, cały czas napierając całym swoim ciałem na moje ciało.
         – Pocałunek – odpowiedział.
         – To wiem… ale dlaczego?
         – Bo tego chciałem. I ty też, jak sądzę. – Ta jego pewność siebie czasami doprowadzała mnie do szału, słowo daję.
         – Chciałeś tego, bo? – dopytałem, chcąc więcej wyjaśnień.
         – Bo jednak postanowiłem dać ci premię świąteczną.
         Przez chwilę myślałem intensywnie, a naprawdę, w tamtym momencie i w takich warunkach było to wybitnie trudne! W końcu parsknąłem cicho, po czym uśmiechnąłem się lekko.
         – Premia świąteczna w postaci pocałunku?
         – Owszem. A co, zła forma?
         – Nie – zaprzeczyłem. – Każdemu pracownikowi dajesz taką premię? Pomijając to, że nie dajesz jej w ogóle…
         – Tylko tobie.
         I tym całkowicie zbił mnie z pantałyku. No bo… okej, może i spodziewałem się takiej odpowiedzi, ale rzuconej tym jego zwyczajowym, złośliwym tonem… Jednak nie, on mówił całkiem poważnie.
         – Tylko mnie? Dlaczego?
         – Doprawdy, Uzumaki, jesteś taki ślepy… – Pokręcił głową z cichym westchnieniem.
         – A ty najwidoczniej draniowatość masz we krwi, skoro nawet w takim momencie potrafisz być złośliwy – wytknąłem mu, ale ani myślałem, żeby wyplątać się z jego uścisku. Co to, to nie, za dobrze mi było.
         – Potrafię być złośliwy w każdym momencie, wierz mi.
         – Ta, wierzę na słowo. A teraz wróćmy do właściwego tematu. No więc? Dlaczego tylko mnie postanowiłeś dać premię świąteczną, w dodatku w takiej postaci?
         – Bo cię kocham, idioto.
         Totalnie mnie zamurowało. No przysięgam, jeszcze nigdy w życiu nikt nie wprowadził mnie w stan takiego osłupienia. Kiedy w pełni dotarło do mnie, co powiedział Sasuke, przypomniałem sobie, jak się oddycha, więc głęboko zaczerpnąłem powietrza.
         – Co? – zapytałem głupio.
         – Pstro. To, co słyszałeś. Kocham cię.
         – Och. No… To dobrze. Ja też cię kocham, draniu – powiedziałem wreszcie, a on uśmiechnął się drwiąco.
         – Zauważyłem jakiś czas temu.
         Nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, ponownie mnie pocałował. A jakiś czas później przekonałem się, że seks z szefem na jego biurku to naprawdę ciekawe przeżycie.


         W tamte Święta nie pojechałem do rodziców, dzwoniąc do nich i informując ich o całej sytuacji. Nie mieli do mnie żalu, wręcz przeciwnie, bardzo się cieszyli. Za to pojechałem do nich na następny rok, a Sasuke pojechał ze mną. No a dzisiaj wypadają już nasze czwarte wspólne Święta. Mieszkamy razem, pracujemy razem i jest nam ze sobą dobrze, bardzo dobrze. A ja przekonałem się, że ten drań faktycznie potrafi być złośliwy w każdej sytuacji. I właśnie między innymi za tę jego draniowatość go kochałem.
______________________________
Już po północy, więc już 24 grudnia. Mam nadzieję, że fick się podobał :). Właściwie początkowy pomysł był trochę inny, tytuł też miał być inny (Pierwsza Gwiazdka), jednak w trakcie pisania wyszło, jak wyszło :P.
Miśki, życzę Wam spokojnych, radosnych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia. Spędźcie je w gronie bliskich Wam osób, odpocznijcie i wykorzystajcie wolny czas do ostatniej chwili. <3
Nie, nie będzie świątecznej grafiki z SasuNaru, będzie z YoI. I na pierwszej grafice ta trollująca twarz Victora-pedofila. :D :D
...

Dobra, SasuNaru też będzie.







10 komentarzy:

  1. Piękny tekst, niesamowity. Śmiałam się jak wyobraziłam sobie tę scenę na przyjęciu. Dokładnie ten fragment, kiedy Naruto zaciąga Sasuke do pokoju. Nie pomyślał co robił tylko działał. Hahaha. :D
    Nie wiem co napisać. Po prostu bardzo mi się podobało. Oni tak doskonale do siebie pasują. I to "Kocham cię" Uchichy mrauuu. Piękna była ta premia. A tytuł idealny. :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że Ci się podobało :D. Czyli jednak wyszło mi trochę śmiesznie XD. Tak, dlatego w tamtej scenie go upiłam, inaczej nie zaciągnąłby Sasa do pokoju :D.
      "Po prostu bardzo mi się podobało." - tyle mi wystarczy :*. Premia jedyna w swoim rodzaju, a tytuł, fakt, pasuje idealnie :D. :3

      Usuń
  2. Bardzo dziękuję za świąteczny prezent :) Wspaniale spędziłam czas przy tej historii, ciągle gościł uśmiech na mojej twarzy :)
    Życzę Tobie zdrowych, pogodnych świąt :) Aby wena nigdy Cię nie opuszczała :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co :). Napisałam go z przyjemnością, doskonale się przy tym bawiąc :). Cieszę się, że Ty również doskonale się bawiłaś podczas czytania :).
      Dziękuję za życzenia :3. O tak, z tą weną to się przyda :D.
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Aaaa!!! Wzięłaś mnie z zaskoczenia! Nie spodziewałam się takiej premii świątecznej xD Serio serio. Jakie to było... odświeżające! xD Fajnie przeczytać coś z SasuNaru, ale jednak innego niż dotychczasowa historia.
    I to "-Kocham cię. - Co?" Najlepszym tekstem roku :D
    Tak jak draniowaty Sasuke najlepszym Sasuke ^^
    Ponieważ święta się już kończą, to mogę Ci już życzyć wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! Oby Ci wena i pomysły zawsze dopisywały i żebyś z równym zapałem przelewała je na klawiaturze do edytora :D
    Alys

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze Ci powiem, że ja też się takiej premii nie spodziewałam, bo taki pomysł wyszedł już jak zaczęłam pisać, początkowy był inny XD. Akcja miała dziać się w biurze, ale wszystko miało inaczej przebiegać. Mi się fajnie pisało coś innego z SasuNaru niż dotychczasową historię :D. Cieszę się bardzo, że Ci się podobało :D.
      No, ja mam nadzieję, że ten Nowy Rok będzie lepszy XD. Chociaż ten też był w porządku, nie narzekam :D. Tobie też życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku :*. A co do weny - jak zwykle powiem, że się przyda :D.

      Usuń
  4. Hej,
    tekst cudowny, tak, tak myślałam, że Sasuke podkochuje się w Naruto... i dlatego wszystko zrzuca na niego, aby dłużej być obok... a potem to przyjęcie, Naruto zaciąga Sasuke do pokoju, nie myślał co robi, działał :)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    bardzo lekki i przyjemny tekst, Naruto ciągnący Sasuke do pokoju ;) a może Sasuke tak czesto wzywał go do siebie, aby pogapić się...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń