niedziela, 7 lutego 2016

6. Pomarańcz i błękit, dramat

         Nazajutrz obudziło mnie szturchanie w ramię.
         – Wstawaj, młotku. Śniadanie już gotowe. Ubierz się, potem zjesz. A później idziemy do kliniki. – Sasuke rozsunął zasłony w oknach, co wywnioskowałem z charakterystycznego dźwięku.
         – Dlaczego nazywasz mnie młotkiem? – zapytałem, opuszczając nogi na podłogę. Nie miałem siły protestować i krzyczeć na niego, żeby sobie poszedł. Wczoraj siedział ze mną do wieczora. Fakt, nie rozmawialiśmy za dużo, ale jakoś tak… Jego obecność mi nie przeszkadzała. Sasuke był cichy, nie robił niepotrzebnego hałasu. Nie uciekł z krzykiem na informację, że jestem gejem i że być może jestem zarażony HIV. Nie wierzył w to? Być może. No bo kto normalny opatruje ranę takiej osobie gołymi rękoma? Potem Sasuke powiedział, że już i tak umazałem go krwią, kiedy podnosił mnie z podłogi, a nawet i wcześniej, kiedy znalazł mnie w łazience.
         – Bo jesteś młotkiem. Głupim i bezużytecznym. A dobór kolorów w tym pokoju jest tragiczny. Pomarańcz i błękit, dramat – westchnął, po czym wyszedł z mojej sypialni, zamykając za sobą drzwi. Przez chwilę siedziałem w bezruchu, zaciskając pięści.
         – A ty jesteś dupkiem! – krzyknąłem. Wstałem, po czym zacząłem się ubierać. Potem poszedłem do łazienki i po załatwieniu porannej toalety swoje kroki skierowałem do kuchni. Usiadłem przy stole i uśmiechnąłem się lekko, czując zapach jajecznicy. – Chcę kawę. Z mlekiem i dwoma łyżeczkami cukru.
         Sasuke nie odpowiedział, ale usłyszałem, jak nalewa wody do czajnika. Po dłuższej chwili postawił przede mną śniadanie i kawę.
         – Jajecznica jest z pomidorami. – Usłyszałem szuranie krzesła. Najwyraźniej Uchiha usiadł naprzeciw mnie.
         – Okej… Dziękuję. Itadakimasu – mruknąłem pod nosem, po czym zabrałem się za jedzenie. Musiałem przyznać, że było naprawdę dobre. – Uhm… - Po kilku minutach wyprostowałem się na krześle. – Sasuke, czy mógłbyś… – urwałem.
         – Tak? – ponaglił mnie.
         – Czy mógłbym dostać kromkę chleba z masłem?
         Po chwili dostałem to, o co prosiłem.
         – Dziękuję.
         Reszta śniadania minęła w milczeniu. Potem Sasuke pozmywał naczynia, po czym niemal siłą zaciągnął mnie na korytarz. Na nic zdały się moje krzyki i groźby. Cierpliwie czekał, aż ubiorę kurtkę i buty. Kiedy już chciałem wychodzić, zatrzymał mnie w miejscu i na głowę wcisnął mi czapkę, a szyję opatulił szalikiem.


         Sasuke uparł się, że trzeba zrobić zakupy. W mojej lodówce zostało tylko światło.
         – Nie mam przy sobie tyle pieniędzy – zaprotestowałem. Jechaliśmy samochodem, a w radiu leciały jakieś popowe piosenki.
         – Później mi oddasz.
         – Jestem głodny.
         – Niedaleko marketu jest restauracja, zjemy tam.
         – Wolałbym zjeść w domu.
         – Tak? I co niby chciałbyś tam zjeść? Talerze?
         No tak… Zapomniałem, że nie mam w domu niczego do jedzenia.
         – A nie możemy zjeść… – W porę ugryzłem się w język.
         – U mnie? – Sasuke i tak się domyślił. – Możemy, ale nie zmieni to faktu, że w twojej lodówce wciąż będzie pusto.
         Westchnąłem ciężko. No nie pogadasz.
         – Jesteś upartym osłem.
         – A ty młotkiem.
         Sasuke zaparkował, a kiedy tylko samochód zgasł, odpiąłem pasy i otworzyłem drzwi, po czym ostrożnie wysiadłem. Nie miałem przy sobie laski. W klinice jakoś sobie poradziłem, bo jedna z recepcjonistek mi pomogła, ale teraz… W tym całym zgiełku zwyczajnie się gubiłem. Zewsząd dochodziły do mnie przeróżne odgłosy, w dodatku tak głośne, że można było zwariować. Bałem się, co będzie, jak już wejdziemy do środka. Westchnąłem skonsternowany i zaniepokojony. Spuściłem głowę.
         – No, idziemy. – Usłyszałem obok siebie głos Sasuke.
         – Ale ja sobie nie poradzę – powiedziałem cicho.
         – Pomogę ci. Chodź. – Ton głosu Sasuke był… łagodny. Tak inny od tego, jaki do tej pory słyszałem. Poczułem, jak ujmuje mnie pod ramię.
         – Ale…
         – Nie marudź, młotku. – No, i po łagodnym tonie ani śladu. – Chodź.


         Nigdy więcej! Nigdy więcej żadnych zakupów! To było straszne. Byłem całkowicie zdezorientowany i tylko obecność Sasuke sprawiła, że nie zacząłem panikować. Ludzie, nie zważając na to, gdzie idą, co chwilę mnie potrącali. W pewnym momencie wpadła na mnie jakaś osoba i to tak mocno, że poleciałem do tyłu, a zupełnie nieprzygotowany na to Sasuke nie zdołał temu zapobiec. Pomógł mi wstać, w międzyczasie mówiąc kilka nieprzyjemnych słów w kierunku osoby winnej całego zajścia. Słuchając tego cieszyłem się, że jeszcze nie zalazłem mu za skórę i obiecałem sobie w duchu, że nigdy do tego nie dopuszczę. Mimo iż słowa Uchihy nie były skierowane w moją stronę, to aż sam poczułem się zbesztany. W restauracji było lepiej, bo tam cały czas siedziałem na krześle przy stoliku.
         – Jestem wykończony. – Usiadłem na kanapie, a po chwili się na niej położyłem. O tak, ciepło i wygodnie. Ze strony Sasuke nie doczekałem się żadnej odpowiedzi, za to usłyszałem, jak krząta się po kuchni. Pewnie wypakowywał zakupy. – Chcę herbaty z miodem i cytryną – powiedziałem bardziej do siebie niż do niego. Dlatego też, kilka minut później, byłem pozytywnie zaskoczony, kiedy Uchiha przyniósł mi kubek herbaty. Oczywiście, nie wiedziałem o tym, dopóki nie kazał mi usiąść i nie wsunął mi go ostrożnie w dłonie. Moje zmarznięte palce przyjęły to z ochotą, a ja z delikatnym uśmiechem skinąłem Ucisze głową w geście podziękowania. Usłyszałem, jak siada w fotelu, a po chwili dobiegło mnie delikatne szuranie, jakby ołówkiem po kartce papieru. – Pracujesz? – zapytałem.
         – Zamierzam.
         Nie odpowiedziałem, tylko upiłem łyk herbaty. Przez długi czas żaden z nas nic nie mówił. Sasuke pracował, a ja zatopiłem się w myślach. Zastanawiałem się, dlaczego Uchiha mi pomaga. Okej, powiedział mi, że ma dług wdzięczności u brata, ale… czy naprawdę był z nim aż tak blisko, żeby na jego prośbę zajmować się zupełnie obcą osobą? Bo na dobrą sprawę ja i Sasuke, jeszcze do przedwczoraj, byliśmy dla siebie obcy. Nasze sąsiedzkie relacje tak właściwie nie istniały, bo zamiana kilku zdań w ciągu roku i zdawkowe „dzień dobry”, kiedy mijaliśmy się na klatce schodowej nie zakrawały na znajomość. Kiedy nie doszedłem do żadnych konkretnych wniosków, a mój kubek był już pusty, wstałem i odniosłem go do zlewu. Wróciłem do salonu i włączyłem wieżę. Miałem w tym już wprawę i nie sprawiało mi to trudności. Z głośników popłynęły pierwsze dźwięki The End Is Where We Begin zespołu Thousand Foot Krutch. Wróciłem na kanapę i odnajdując koc leżący w jej rogu, położyłem się twarzą do oparcia, przykrywając się miękkim materiałem. Zamknąłem oczy i wsłuchiwałem się w słowa śpiewane przez wokalistę. Po jakimś czasie, przyjemnie rozgrzany, zasnąłem.


         Obudził mnie przyjemny zapach kawy. Wstałem z kanapy i po przeciągnięciu się, poszedłem do kuchni.
         – Kawa na wieczór? – zapytałem, zgadując porę dnia. Skoro Sasuke robił kolację, a ewidentnie ją robił, sądząc po odgłosach, to musiał być wieczór.
         – Dla mnie, i tak zasnę po niej raz, dwa. Tobie też mogę zrobić, jeśli chcesz.
         – Poproszę. I tak szybko nie zasnę, szczególnie, że teraz uciąłem sobie drzemkę. Ile spałem? – Usiadłem przy stole.
         – Niecałe trzy godziny. Jest kilka minut po dziewiętnastej. A kawę ci jednak odradzam. Lepiej, żebyś w nocy jednak trochę pospał. Zrobię ci herbatę.
         – Chcę kawę. Nie lubię spać w nocy.
         – Dlaczego?
         – Bo… - zaciąłem się. Nie miałem zamiaru się przed nim otwierać. – Nieważne. Zrób mi kawę.
         Po kolacji Sasuke poszedł do siebie, a ja wziąłem prysznic i położyłem się do łóżka. Normalnie bym poczytał, ale… No właśnie, ale. Nie było normalnie. Wciąż nie zaakceptowałem tego, że jestem niewidomy. Zapadając się w miękki materac łóżka i szczelnie opatulając kołdrą, bo w mieszkaniu było zimno, zatopiłem się w swoich czarnych myślach.


         Kolejne dni wyglądały podobnie. Sasuke przychodził z rana, szykował śniadanie, jedliśmy je razem. Potem ja siedziałem na kanapie i albo słuchałem muzyki albo rozmyślałem, a Sasuke pracował. Potem Uchiha przygotowywał obiad, wspólnie go jedliśmy i wychodziliśmy na krótki spacer. Ten wkurzający drań uparł się, że codziennie będzie wyciągał mnie z domu, bo mi to niby lepiej zrobi. No okej, dobra, spacery same w sobie były przyjemne, ale nie byłbym sobą, gdybym się do tego przyznał. Wracaliśmy do mieszkania i zasiadaliśmy w salonie, wracając do tego, co robiliśmy przed obiadem. Później Sasuke przygotowywał kolację, którą także wspólnie jedliśmy i szedł do siebie. Ten wieczór miał jednak wyglądać inaczej. Uchiha zdążył już zebrać swoje rzeczy ze stolika, już miał wychodzić po krótkim pożegnaniu się, kiedy usłyszałem, jak ktoś wchodzi do mieszkania. Doskonale wiedziałem, kim był ten ktoś. Byli to moi rodzice. I doskonale wiedziałem, że z korytarzyka ja i Sasuke jesteśmy doskonale widoczni.
         – Mamo? Tato? – zapytałem, wstając z kanapy.
         – Kochanie, jak dobrze cię widzieć. – Mama mocno mnie uściskała.
         – Powiedziałbym, że ciebie też, ale, no wiesz… – zdobyłem się na słaby żart, czego moja rodzicielka chyba nie wyłapała.
         – Och, przepraszam! Nie chciałam…
         Nie usłyszałem reszty zdania, bo parsknąłem śmiechem.
         – Daj spokój, mamo, żartowałem – wyjaśniłem.
         – No, synu, cieszę się, że jest coraz lepiej. – Tata uścisnął mnie krótko, poklepując mnie przy tym po plecach.
         – Ja też, tato. A… Um. To jest Sasuke, mój sąsiad. – Wskazałem dłonią w miejsce, gdzie, jak miałem nadzieję, stał Sasuke. – A to są moi rodzice.
         – Miło mi państwa poznać.
         – Nam ciebie również – w głosie mamy słyszałem radość. – Opiekujesz się naszym synem?
         – Mamo! – zawołałem oburzony.
         – Tak – odpowiedział Sasuke, a ja aż otworzyłem szerzej oczy ze zdumienia. Mógłbym przysiąc, że jego głos był rozbawiony. – I chętnie bym z państwem dłużej porozmawiał, ale muszę już iść. Do widzenia. – Ta, jasne, musi już iść. Już ja jutro z niego wyciągnę, dlaczego tak szybko zdezerterował. Wcale mu się do domu nie spieszyło, tego byłem pewien.
         – Do widzenia – odpowiedzieli jednocześnie moi rodzice, a ja tylko westchnąłem w duchu. Usłyszałem trzask zamykanych drzwi. Oho, zaraz się zacznie.
         – Naruto, nareszcie! – A nie mówiłem? – No zobacz, a pamiętasz, jak o nim rozmawialiśmy? Mówiłeś wtedy, że nie masz szans.
         – Nic takiego nie mówiłem – odparłem zrezygnowany, idąc do kuchni.
         – Ale do tego się to sprowadzało. I co? I mam rację. – Moja rodzicielka była wyraźnie podekscytowana. – Kochanie, powiedz mu, że mam rację.
         – Tak, kochanie, masz rację – powiedział tata dla świętego spokoju, po czym westchnął dyskretnie. Moja mama zdążyła się na nowo rozgadać, więc tego nie usłyszała, a ja uśmiechnąłem się rozbawiony. Chwilę później miałem ochotę uciec, podobnie jak Sasuke, kiedy rodzicielka zaczęła wypytywać mnie o moją znajomość z nim. Zapowiadał się długi wieczór…


         Jedząc śniadanie, zastanawiałem się nad wczorajszą propozycją mamy. Zaproponowała mi, żebym zapisał się na kurs czytania brajlem. Niby by mi się to przydało, mógłbym znowu czytać książki, ale… kto by mnie zawoził i odwoził? Nie chciałem nadwyrężać Sasuke. A właśnie…
         – Hej, draniu – zagadałem, kiedy już przełknąłem ostatni kęs. – Dlaczego wczoraj tak szybko zwiałeś? – Napiłem się kawy.
         – Nie zwiałem – odparł spokojnie. – Rodzice cię odwiedzili, nie widziałeś się z nimi od kilku dni. Nie chciałem wam przeszkadzać.
         – Przeszkadzać? Człowieku, czy ty wiesz, ile ja się musiałem wczoraj nasłuchać? Twoja obecność byłaby dla mnie wybawieniem. – Westchnąłem ciężko, a po chwili uświadomiłem sobie, co właśnie powiedziałem. O cholera.
         – Wybawieniem? – zapytał Uchiha, a ja byłem niemal pewien, że kpiąco się uśmiechał. – Hm. A czego musiałeś się wczoraj nasłuchać?
         – Na pewno chcesz wiedzieć? – Uśmiechnąłem się ironicznie.
         – Tak – odparł Sasuke zdecydowanym tonem.
         – Że to super, że się mną opiekujesz, że jesteś przystojny i na pierwszy rzut oka wydajesz się być miły. I na sam koniec, że byłbyś dla mnie idealnym facetem. To tak w dużym skrócie. – Mój uśmiech się poszerzył. Czekałem na jakąkolwiek reakcję ze strony tego czarnowłosego dupka.
         – Idealnym facetem, mówisz? – zapytał, czym zbił mnie z pantałyku. – Może kiedyś – mruknął. – No, skoro już zjedliśmy, pozmywam naczynia, a potem popracuję.
         Siedziałem na krześle i słuchałem szumu lecącej wody. On tak serio? Nie, znając go, kpił sobie ze mnie. Zrezygnowany powlokłem się do salonu i zamelinowałem się na kanapie. Chwilę później dołączył do mnie Sasuke, bez słowa od razu zajmując się pracą.


         To już dzisiaj. Dzień odebrania wyników. Niby tego po sobie nie pokazywałem, ale denerwowałem się.
         – No, młotku, wysiadamy – powiedział Sasuke, a ja skinąłem głową. Wysiadłem z samochodu i poczekałem na Uchihę. Kiedy już podszedł do mnie, chwyciłem go tuż nad łokciem prawej, wyprostowanej ręki. Ostatnio gdzieś wyczytał, że właśnie tak powinno prowadzić się niewidomych i musiałem przyznać, że trzymanie za łokieć sprawdzało się o wiele lepiej niż trzymanie pod rękę. Ruszyliśmy w stronę laboratorium. W środku było ciepło. Wszystko potoczyło się gładko. Uchiha podszedł do recepcjonistki i powiedział jej, o co chodzi, a ta pokierowała nas do odpowiedniego człowieka, który miał nam przekazać wyniki. Chciałem otworzyć je dopiero w domu, dlatego też, ściskając kopertę w dłoni, siedziałem na siedzeniu pasażera. Po dłuższym czasie Sasuke zaparkował, a ja niemal natychmiast wysiadłem. Chciałem znaleźć się już we własnym mieszkaniu.
         – Nie denerwuj się – powiedział Sasuke, prowadząc mnie.
         – Nie denerwuję się – warknąłem.
         – Jasne, a ja jestem ślepy. O… Wybacz, nie pomyślałem. – W jego głosie na próżno było szukać skruchy.
         – Spierdalaj. – Puściłem go. Na szczęście byliśmy już w mieszkaniu. Szybko ściągnąłem kurtkę i buty, po czym przeszedłem do salonu, by usiąść na kanapie. Niemalże natychmiast wstałem i zacząłem nerwowo krążyć po pokoju.
         – Nie zamierzam.
         – Weź się ode mnie odpieprz, co?! Misja wypełniona, już nie musisz się ze mną męczyć! Dość mi już pomogłeś! – krzyczałem, nie panując nad swoimi emocjami. – Myślisz, że nie wiem, co sobie myślisz?! Że jestem ślepym, nic nie wartym pedałem! Że musisz się ze mną męczyć, bo cię brat o to poprosił! Dług wdzięczności spłacony, więc wyjdź i nie wracaj!
         – Młotku…
         – Nie nazywaj mnie tak! Wiem, że jestem głupi i bezużyteczny, nie musisz mi tego uświadamiać!
         Zacząłem płakać, więc zasłoniłem twarz rękoma. Usiadłem na kanapie i usilnie starałem się powstrzymać drżenie ramion, jednak z marnym skutkiem.
         – Wreszcie – westchnął Sasuke, a po chwili usiadł obok mnie. – Wyładowałeś się. Przepraszam cię za tę uwagę o byciu ślepym, ale od rana chodzisz jakiś poddenerwowany. Chciałem cię sprowokować, żebyś wreszcie się wyładował.
         – Super. I co? Udało się? No powiedz! – Wstałem gwałtownie. Dupek, będzie mną kierował. – Nie potrzebuję twojej pieprzonej litości! – Znowu zacząłem się nakręcać. – Bo dlatego się mną opiekujesz, co? Bo jest ci mnie żal? Bo jestem ślepym, nic nie znaczącym…
         – Zamknij się! – jego ostry ton przerwał mój wywód. – Siadaj i słuchaj. – Gwałtownym szarpnięciem za rękę usadził mnie z powrotem na kanapie. – Nie opiekuję się tobą z litości. Nigdy wobec ciebie niczego takiego nie poczułem i nie poczuję. Jesteś strasznie wkurwiający, kiedy mówisz takie nieprzyjemne rzeczy pod wpływem emocji, wiesz?
         Milczałem przez chwilę, rozważając jego słowa.
         – Ja… przepraszam. – Westchnąłem ciężko. – Naprawdę tak nie myślę, ja tylko…
         – Wiem – przerwał mi. – Z początku faktycznie robiłem to dlatego, że brat mnie o to poprosił, ale teraz jest coś jeszcze. Lubię cię. I nie, nie wyobrażaj sobie za wiele, bo lubię cię co najwyżej jako kumpla. Chciałbym, żeby to było jasne. Nie uważam cię za ślepego, nic nie wartego pedała. To, że nie widzisz, nie znaczy, że nie jesteś nic wart. Każdy ma swoje słabości i ułomności. I nawet z pozoru zdrowy człowiek może mieć gorszą ułomność od bycia ślepym, uwierz mi. Przestań wreszcie się nad sobą użalać i myśleć, że wszyscy ludzie patrzą na ciebie z litością lub z pogardą, bo tak nie jest.
         Sasuke skończył mówić, a ja przez jakiś czas milczałem. Jego słowa były czymś, czego potrzebowałem.
         – Dziękuję – szepnąłem, po czym zwróciłem twarz w jego stronę. – Dziękuję – powtórzyłem nieco głośniej.
         – Nie rozckliwiaj się, bo jeszcze pomyślę, że jesteś sentymentalną babą – Uchiha wrócił do swojego zwyczajowego, kpiąco-spokojnego tonu, a ja prychnąłem. – Negatywny.
         – Co? – zapytałem zaskoczony.
         – Wynik testu, pamiętasz jeszcze? Negatywny, ujemny.
         – To znaczy, że…
         – Że nie jesteś zarażony wirusem. I o co było tyle zachodu? – Sasuke westchnął ciężko, po czym wstał z kanapy. – Na obiad ramen, w ramach świętowania. – Uchiha poszedł do kuchni, a ja zostałem na kanapie. Po chwili uśmiechnąłem się szeroko. Byłem zdrowy. Co za ulga! I w dodatku Uchiha ugotuje mi ramen. Ramen, który ja uwielbiałem, a on nienawidził, nazywając to breją. Przypuszczam, że za to poświęcenie usłyszę więcej „młotków” niż do tej pory w ciągu dnia, ale nie przejmowałem się tym. W doskonałym humorze wstałem i poszedłem do kuchni, by usiąść przy stole i pomilczeć sobie razem z Sasuke.
______________________________
Psyche - zawsze piszę rozdziały podobnej długości :P. Jego podejście nie jest super lekkie, Sasuke się przejmuje, tylko po prostu tego po sobie nie pokazuje. I tak, w tym opowiadaniu Naruto mocno dostał od życia w kość. No tak, w momencie, kiedy Naru powiedział o HIV, to nawet, gdyby jednak był zarażony, dla Sasuke byłoby już za późno. Naruto nigdy nie był słodki XD. Trzymaj, trzymaj, chłopakom się przyda :). :**
Lu - a gdyby to był Superman? XD No cóż, to normalne, że pokrzywdzona osoba przede wszystkim myśli tylko o sobie i o tym, co jej się stało. Pomoc specjalisty jest wtedy wskazana, bo inaczej, jak w przypadku Naruto, może stać się coś złego. Ale cieszmy się, że wszystko dobrze się potoczyło i że relacje Naru z rodzicami wróciły do normy :). O tak, pewnie szczególnie przytulenia, co? :P No głupi Sai, głupi, ale co zrobić. To mam nadzieję, że się cieszysz, że Naru nie jest zarażony :). A nie ma za co :*.
Alys - ja sadystką? No gdzie tam.. To wcale nie ja wymyślałam Naru te wszystkie tragedie, to mój Wen, zażalenia proszę składać u niego :P. Twój fangirlizm szczerze mnie rozbawił, w tym pozytywnym znaczeniu :D. A wiesz, że ja jego kwestie też słyszę animcowym głosem? Ogólnie, każdej postaci. To chyba nie przejaw fangirlizmu, tylko po prostu znamy ich głosy z anime i automatycznie podczas czytania słyszymy ich brzmienie ;). Haha, tak, będzie cacy XD.
RainbowMinded - cieszę się bardzo, że takie odnosisz wrażenie, bo o to mi chodziło :D. Żeby Naru był na "nie", a dopiero potem na "tak". Dziękuję Ci bardzo za tak miłe słowa :* :*.


4 komentarze:

  1. Hej hej hej a co to znaczy "I nie, nie wyobrażaj sobie za wiele, bo lubię cię co najwyżej jako kumpla."?! Hę? Jak wiele będzie potrzeba (wspólnie spędzonego czasu/różnych zdarzeń), by to nastawienie Saska się zmieniło, co? Chyba że szykujesz nam zupełny plot twist xD
    Sasuke, taki piękny, taki łagodny, taki stanowczy. I czasem potrafiący kogoś zjechać, aż mu w pięty pójdzie <3
    Ooo widziałam, czułam to zdenerowanie Naruto, to napięcie towarzyszące oczekiwaniu na wyniki testu! Aż mi się udzieliło. Cieszę się, że jest dobrze. Jest dobrze :D
    Alys

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam raz jeszcze i rzuciło mi się w oczy Saskowe zdanie (znowu): "– Idealnym facetem, mówisz? – zapytał, czym zbił mnie z pantałyku. – Może kiedyś – mruknął." Czy miał na myślisz przeszłość czy przyszłość? ^^

      Usuń
  2. Sasuke bardzo dobrze robi wyciągając Naruto z domu. Przyzwyczaja go do otoczenia, do ludzi. Chłopak nauczy się wszystkiego i przestanie się bać. Jeszcze do miejscowego spożywczaka będzie sam na nogach chodził. :) Naruto na razie nie ma jak czytać, ale od czego są audiobooki zanim nauczy się Brajla. :D A i potem może sobie słuchać. Fajnie się przy tym zasypia. :D Wypróbowałam, działa. Na mnie na pewno. :)
    Rodzice, szczególnie mama Naruto jest świetna. I to wypytywanie o Sasuke. :D
    "I nie, nie wyobrażaj sobie za wiele, bo lubię cię co najwyżej jako kumpla." Ej no. Tak nie może być. Ale Sasuke może się przed tym bronić. :D Mam dobre myśli co do tego, że nie pozostaną na stopie koleżeńskiej. ^^
    Cieszę się, że wyniki są negatywne. I cieszę się, że te wszystkie emocje Naruto w końcu z siebie wyrzucił. I znów miałam łzy w oczach. Doskonale udało Ci się te emocje pokazać. :)
    Supermen w postaci Sasuke. :P Dokładnie. Na szczęście tu specjalistą okazał się całkiem fajny facet, który potrafi ugotować nielubiane przez siebie Ramen. :D A pewnie, że przytulenia. :D No cieszę się i to bardzo. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    dobrze, że Sasuke wyciąga Naruto z domu, nauczy się, przyzwyczai, uff jak dobrze, że jest wynik negatywny, i co to Sasuke znaczy, że na razie tylko jak kumpla...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń