niedziela, 31 stycznia 2016

5. Bo nie

         Pierwszym, co zarejestrowałem po przebudzeniu, był potworny ból głowy i suchość w ustach. Otworzyłem oczy, co i tak było bez sensu, skoro byłem ślepy. Westchnąłem ciężko, zastanawiając się, gdzie jestem. We własnym mieszkaniu? Nie… Pikanie nad uchem mi nie pasowało.
         – Cholera – mruknąłem, przykładając dłonie do twarzy. Nadgarstek mnie zapiekł i nagle zdałem sobie sprawę z tego, że całą prawą rękę, od dłoni aż po łokieć, miałem zabandażowaną. Dlaczego? Chwila skupienia… i sobie przypomniałem. Salon, telewizor, łazienka, lustro, samobójstwo… Powinienem nie żyć! – Gdzie ja jestem? Dlaczego żyję? Dlaczego czuję, jak mnie wszystko boli? – pytałem samego siebie. – Halo?! – zawołałem. – Jest tu ktoś?!
         Nasłuchiwałem przez chwilę, ale nic nie usłyszałem. Tylko to cholerne pikanie. Szpital? Byłem w szpitalu? Ale dlaczego nikt nie przychodził? Przecież nawet, jeśli była noc, to pielęgniarki miały dyżury… Nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie strachu. Przerażenie powoli pełzło od moich nóg ku klatce piersiowej, by sprawić, aby moje serce zaczęło szybciej bić. To wcale nie musiał być szpital, mogłem być gdziekolwiek. Zacząłem się nerwowo wiercić. Gdzie ja, do cholery, byłem?!
         – Pomocy! – krzyknąłem na całe gardło. – Pomocy!
         – Co się stało? – zapytała jakaś kobieta nerwowym głosem. – Panie Uzumaki, wszystko w porządku?
         – Ja… - Nabrałem powietrza w płuca, po czym je wypuściłem. – Gdzie ja jestem?
         – W szpitalu. Dobrze się pan czuje? Podam panu wody.
         Kiedy już ugasiłem pragnienie, zapytałem:
         – Jak długo tu leżę?
         – Niecałą dobę. Na szczęście pański sąsiad dosyć szybko zatamował krwawienie, po czym przywiózł tutaj. Stracił pan dużo krwi. Przez kilka kolejnych dni będzie pan osłabiony, ale już jutro będziemy mogli wypisać pana ze szpitala.
         – Mój sąsiad? Uchiha? – Tylko to jedno zainteresowało mnie z całej wypowiedzi.
         – Właśnie, pan Uchiha. Boli pana coś jeszcze? – kobieta zmieniła temat.
         – Głowa. I nadgarstek mnie piecze. I jakoś tak całe ciało mam obolałe.
         – To typowe. Na głowę podamy leki przeciwbólowe, a co do reszty… No cóż, na nadgarstku ma pan paskudną ranę. Teraz już jest zszyta i wszystko powinno się dobrze goić. W paru miejscach na ciele miał pan powbijane kawałki szkła, jednak były to płytkie rany. A ciało boli ze zmęczenia. Jest pan osłabiony.
         – Rozumiem – mruknąłem. – Która godzina?
         – Dochodzi północ.
         – Okej. Dziękuję.
         Pielęgniarka wyszła z sali, a ja odetchnąłem głośno. Nie udało mi się. Czy to jakiś znak? Od kogo? Dlaczego Sasuke mnie uratował? Co teraz będzie? Jak mam dalej żyć?


         Powrót do domu był ciężki. Rodzice milczeli, ja milczałem. Wiedziałem, że są smutni i zawiedzeni. Bałem się zacząć rozmowę, ale wiedziałem, że prędzej czy później będzie musiało do niej dojść.
         – Mamo, tato… Powiedzcie coś – wyszeptałem niemal błagalnie. Siedzieliśmy przy stole w kuchni.
         – Kochanie… - zaczęła mama. – To, co zrobiłeś… Dlaczego? – wyszeptała ostatnie słowo, a ja skuliłem się w sobie.
         – Bo… bo nie chcę tak żyć. Bo czuję się pusty, bo to już nie jestem ja. Ja… – Odetchnąłem głośno. – Żałuję, że mi się nie udało.
         W kuchni zapadła cisza. Czekałem w napięciu na reakcję rodziców.
         – Naruto. – Tata podszedł do mnie i położył mi dłonie na ramionach. – Dlaczego nie powiedziałeś wcześniej? Pomoglibyśmy ci, załatwili terapię psychologiczną…
         – Nie chcę psychologa! – przerwałem mu, zrywając się gwałtownie z krzesła. – Nie chcę żadnej pomocy! – Wsunąłem dłonie we włosy i zacisnąłem na nich palce. – Jak niby jakiś psycholog ma mi pomóc? Nie… Nie chcę z nikim rozmawiać. Nie o tym. To moje, to ja… Nie chcę w to nikogo mieszać. – Poczułem, jak po moich policzkach płyną łzy. Z ust wyrwał mi się cichy szloch i momentalnie poczułem, jak drobne ramiona mojej matki przytulają mnie do siebie.
         – Kochanie… Serce mi pękło, kiedy dowiedziałam się, co chciałeś zrobić… Chcę ci pomóc, ale nie wiem jak. – Mama odsunęła się ode mnie, ale tylko na odległość rąk. Czułem jej drobne dłonie na moich barkach. Byłem pewien, że patrzy mi w oczy.
         – Nikt nie może mi pomóc – szepnąłem. Wiedziałem, że ją ranię, ale byłem szczery. – Chcę zostać sam. Obiecuję, że już nie zrobię czegoś podobnego.
         – W porządku – szepnęła mama przez ściśnięte gardło. – Jutro przyjedziemy i…
         – Nie – przerwałem jej. – Wybaczcie, ale przez kilka dni chcę być sam. Muszę dojść do ładu sam ze sobą.
         – Dobrze, kochanie, rozumiemy. – Poczułem pocałunek na policzku, a potem szybkie kroki. Moja matka wyszła z kuchni. Z korytarza usłyszałem płacz. Uderzyło we mnie silne poczucie winy.
         – Naruto… – Tata położył mi dłoń na ramieniu. – Wiesz, że będziemy się martwić. Mama będzie od zmysłów odchodzić. Obiecaj, że jak zobaczymy cię następnym razem, to będziesz żył.
         – Obiecuję. – Skinąłem głową. Tata uścisnął mnie krótko i także wyszedł z kuchni. Chwilę później usłyszałem trzask zamykanych drzwi. Zostałem sam.


         Czułem się kompletnie pusty. Wypruty z wszelkich uczuć. Siedziałem na kanapie i słyszałem tylko ciszę. Od wyjścia rodziców minęły jakieś dwie godziny, a ja te dwie godziny spędziłem na kanapie, praktycznie w bezruchu. Myśli szalały w mojej głowie, pojawiała się jedna, a po chwili pojawiała się nowa. Nie byłem w stanie się skupić. Już miałem wstać i pójść do sypialni, żeby zakopać się w kołdrze i spróbować zasnąć, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Nie zareagowałem, nie chciałem nikogo widzieć. Pukanie ponowiło się, a po chwili dołączył do niego dzwonek. Skrzywiłem się na tak ostry dźwięk, który zakłócił ciszę. Pukanie jeszcze dało się znieść. Przez dłuższą chwilę nie usłyszałem żadnego dźwięku, więc ucieszyłem się, że intruz sobie poszedł. W tym momencie usłyszałem, jak ktoś wchodzi do mieszkania. Co za tupet! No cholera jasna, czy ci wszyscy ludzie nie mogli dać mi spokoju? Spokojne kroki zbliżały się w moim kierunku. Zmarszczyłem brwi, bo ich nie rozpoznałem. Kroki zatrzymały się tuż przy mnie. Czekałem. Kiedy niczego się nie doczekałem, sapnąłem wściekły.
         – Nie wiem, kim jesteś, ale miałeś czelność wejść bez pozwolenia do mojego mieszkania. Chcę być sam, więc wyjdź.
         – Chcesz być sam? – zapytał intruz, a ja rozszerzyłem oczy w szoku. Znałem ten głos. Sasuke.
         – Tak, chcę być sam – odpowiedziałem, nie unosząc głowy w kierunku, z którego dobiegł do mnie głos Uchihy. Wtedy przypomniałem sobie, że wypadałoby mu podziękować za uratowanie życia. Ale niby dlaczego miałem dziękować mu za coś, czego wcale nie chciałem? – Chcesz podziękowań, co? – zapytałem ironicznie. – Nie będę dziękował za coś, co pokrzyżowało moje plany. Gdyby nie ty, już by mnie tu nie było. Chciałem umrzeć, a ty mi w tym przeszkodziłeś.
         – Chciałeś umrzeć? Bo co? Bo straciłeś wzrok i od kilku tygodni nie robisz nic poza użalaniem się nad samym sobą? Inni przeżywają większe tragedie.
         Co za… co za palant! Jak on śmie mówić mi coś takiego?
         – A co ty, kurwa, możesz wiedzieć? Co mnie obchodzą inni? Nic! – krzyknąłem. Byłem wściekły i zdesperowany. Nie chciałem go tutaj. – To moje problemy i moja tragedia! – Wziąłem głęboki oddech. – I moja sprawa, co czuję i co z tym zrobię – dokończyłem już spokojniej. – Wyjdź.
         – Nie.
         Zaszokował mnie tą odpowiedzią. Przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć.
         – Dlaczego?
         – Bo nie. Od dzisiaj będę przychodził tutaj każdego dnia.
         – Co? Dlaczego? – zapytałem, coraz bardziej zszokowany.
         – Bo tak mi się podoba. Masz coś przeciwko? – W jego głosie dało się usłyszeć wyzwanie.
         – Tak – warknąłem. – Na cholerę chcesz mi się pchać z butami w życie?
         – Mam dług wdzięczności u brata, poprosił mnie o to. Został lekarzem z powołania i zależy mu na pacjentach. Uznał, że skoro jesteśmy sąsiadami, mogę mieć cię na oku. Szczególnie po twojej próbie samobójczej.
         – Podziękuj bratu i przekaż mu, że nie chcę pomocy – siliłem się na spokojny ton.
         – Chcesz, tylko nie zdajesz sobie z tego sprawy. Teraz mi się spieszy, przyjdę jutro. – Usłyszałem jak odchodzi. Uśmiechnąłem się krzywo.
         – Jak niby wejdziesz?
         – Drzwiami. Aż tak ci się w głowie pomieszało, że zadajesz takie idiotyczne pytania?
         Zgrzytnąłem zębami. Kretyn.
         – Zamknę je na klucz.
         – A właśnie. Swoją drogą to straszna głupota nie zamykać drzwi na noc. Chciałeś się zabić i tego nie zrobiłeś?
         – A co mi zależy? Ktoś mnie okradnie czy nie, co za różnica? – Wzruszyłem ramionami.
         Sasuke westchnął ciężko.
         – Straszny z ciebie młotek. Do jutra.
         – A z ciebie głupi drań. Nie przychodź! – zawołałem, zanim usłyszałem trzask zamykanych drzwi.


         Z letargu wyrwał mnie dzwonek telefonu. Mając nadzieję, że tym razem uda mi się odebrać, chwyciłem urządzenie w rękę i przesunąłem palcem po ekranie. Piosenka się urwała, a ja przystawiłem telefon do ucha.
         – Słucham?
         – Cześć, Naruto, tu Sai.
         Zaniemówiłem. Spodziewałem się telefonu od każdego, tylko nie od niego. Poza tym, byłem święcie przekonany, że usunął mój numer. Co prawda, rozstaliśmy się niecałe pół roku temu, ale jakoś nieszczególnie cierpiałem po tym związku. Nigdy nie kochałem Sai’a, a kiedy dowiedziałem się, że mnie zdradza, rzuciłem go.
         – Ee… Cześć.
         – Dzwonię, bo… Uh, to dosyć delikatna sprawa i raczej nie na telefon. Moglibyśmy się spotkać? – zapytał, po czym westchnął cicho.
         – Nie za bardzo… – Spotkanie zdecydowanie nie wchodziło w grę. – Mów przez telefon. – Zrezygnowany wolną dłonią przesunąłem po włosach. Nie miałem ochoty z nim rozmawiać.
         – Jakiś czas temu zrobiłem sobie badania na obecność wirusa HIV – zaczął, a mnie serce podeszło do gardła. On sobie chyba, kurwa, żartuje. Jeżeli zaraz mi powie, że wynik był pozytywny… – Wczoraj odebrałem wyniki.
         Przez chwilę w słuchawce panowała cisza. Przełknąłem ślinę, po czym odchrząknąłem.
         – I? – zapytałem, czując, jak mocno wali mi serce.
         – Wynik był pozytywny. Dzwonię, bo myślę, że też powinieneś się zbadać. Sam wiesz, że cię…
         – Tak, zdradzałeś mnie – przerwałem mu chłodnym tonem. – I zobacz, co z tego wyszło. Nie dzwoń do mnie więcej. – Odsunąłem telefon od ucha i rozłączyłem się. Już miałem w tym małe doświadczenie. Odrzuciłem telefon na bok, po czym opadłem na łóżko, zatapiając się w miękkim materacu. HIV? Dobre sobie. Najpierw utrata wzroku, a teraz HIV? Czy w moim życiu mogło być gorzej? I co ja teraz zrobię? Muszę iść na badania. Tylko kogo mam poprosić, żeby ze mną poszedł? Zresztą, nieważne. W sumie to mi było nawet na rękę. Jeżeli Sai mnie zaraził, a ja nie będę się leczyć, szybko powinienem umrzeć. O tak, to całkiem dobry pomysł. Przewróciłem się na brzuch i wtuliłem twarz w poduszkę.


         Tuż po wstaniu i względnym ogarnięciu się, usiadłem na kanapie. Byłem głodny. Właśnie, byłem głodny i nie mogłem temu zaradzić. Zrobienie najzwyklejszej w świecie kanapki było ponad moje umiejętności. Do tej pory się tym nie przejmowałem, bo mama zawsze po pracy mnie odwiedzała i robiła mi kolację oraz coś do zjedzenia na następny dzień. A wczoraj, cóż… Mama nie odwiedzi mnie przez kilka najbliższych dni. Zamówienie sobie czegoś do jedzenia też nie wchodziło w grę. Jak niby miałem wybrać numer? Skrzywiłem się, kiedy dość głośno zaburczało mi w brzuchu. Usłyszałem, jak ktoś wchodzi do mieszkania. Czyżby mama jednak nie dostosowała się do mojej prośby? Ale nie… to nie były jej kroki.
         – Znowu siedzisz na kanapie i się nad sobą użalasz? – W głosie Sasuke słyszałem wyraźną kpinę.
         – Miałeś nie przychodzić – warknąłem.
         – Drzwi były otwarte, potraktowałem to jako zaproszenie – powiedział spokojnie.
         – Spieprzaj stąd.
         – No, no, no, panie Uzumaki – zacmokał. – Jesteśmy nieuprzejmi i agresywni?
         – W stosunku do ciebie, a i owszem. Zostaw mnie samego. Nie potrzebuję niańki.
         – Nie mam zamiaru być twoją niańką.
         Usłyszałem, jak Uchiha coś przesuwa, chyba stolik.
         – Co robisz? – zapytałem.
         – Przysuwam sobie stolik do fotela. Muszę popracować nad projektem.
         – Popracować nad projektem?
         – Domu. Jestem architektem.
         – Aha. A nie możesz tego zrobić u siebie?
         – Mogę.
         – Więc czemu sobie nie pójdziesz?
         – Bo nie.
         Ugh! Ta jego pewność siebie i ton „nie przyjmuję sprzeciwów” doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Już miałem zacząć obrzucać go najwymyślniejszymi epitetami, kiedy głośno zaburczało mi w brzuchu. Gwałtownie się zaczerwieniłem, przeklinając w myślach własny żołądek.
         – Jesteś głodny?
         No kurwa, Amerykę odkrył.
         – Nie, tak sobie burczę. Wiesz, takie hobby.
         – W porządku.
         Nie odpowiedziałem. Westchnąłem jedynie ciężko, po czym wstałem z kanapy i, licząc kroki, poszedłem do kuchni. Dobra, o ile mama niczego mi nie poprzestawiała, chlebak powinien być tutaj… Powoli przesuwałem dłońmi po blacie, aż wreszcie znalazłem to, czego szukałem. Nieco podniesiony na duchu, wyjąłem chleb. Dobra, teraz masło, nóż, sałata i pomidor. Kiedy już zgromadziłem wszystko w jednym miejscu, zabrałem się za robienie kanapek. Posmarowałem dwie kromki masłem i położyłem na nich sałatę. No, teraz tylko pokroić pomidora. Na początku nawet szło mi gładko, do momentu, aż nie przeciąłem sobie palca. Syknąłem z bólu. Czując, że krew leci ciurkiem, chciałem jak najszybciej dostać się do zlewu, ale zahaczyłem nogą o krzesło i wylądowałem na podłodze.
         – Cholera jasna! – wrzasnąłem. Czułem się bezradny. – Kurwa mać… - powiedziałem ciszej.
         – Nic ci nie jest? – Nad sobą usłyszałem głos Sasuke.
         – Zostaw mnie.
         – Nie.
         – Idź sobie! – krzyknąłem.
         – Nie – powiedział stanowczo. – Wstawaj.
         – Spierdalaj – warknąłem. Niech on sobie pójdzie, do cholery!
         – Wstawaj.
         – Spierdalaj.
         – Stajesz się monotematyczny – Westchnął. Sekundę później poczułem silne szarpnięcie. Sasuke postawił mnie do pionu. – No, od razu lepiej. A teraz siadaj, opatrzę ci palec.
         – Nie.
         – Młocie, nie wyprowadzaj mnie z równowagi. Zachowujesz się jak dziecko. Nie, nie i nie. Siadaj.
         – Nie. Wczoraj dzwonił do mnie mój były, z którym rozstałem się niecałe pół roku temu. Zdradzał mnie na prawo i lewo, a teraz się okazało, że jest zarażony HIV, więc ja też mogę być. A teraz wyjdź i zostaw mnie samego.
         Przez chwilę w kuchni panowała cisza. W zasadzie nie wiedziałem, dlaczego mu to powiedziałem. Może dlatego, że było mi wszystko jedno? Już miałem nadzieję, że sobie pójdzie, ale niestety. To ten typ, który wejdzie oknem, jak wyrzucisz go drzwiami.
         – HIV to nie koniec świata. Siadaj. Najpierw opatrzę ci ranę, potem ogarnę kuchnię. Zrobię jakiś obiad, zjesz, ja popracuję. A jutro pójdziemy do kliniki, zrobisz badania.
         Zrezygnowany wykonałem jego polecenie. Kiedy Sasuke opatrywał mi rozcięcie na palcu, pomyślałem sobie, że ma delikatne dłonie.
______________________________
Dziękuję za komentarze :*
Ja nie wiem, czemu wszyscy się tak uparliście, że to Sasuke uratuje Naruto. No ale mieliście rację ;).
Basia - liczył, liczył :). Musiał. Cieszę się, że zakończenie opowiadania Ci się podobało :)
Anonimowy - proszę, oto i kolejny rozdział ;).
Rafpanx - robię to, bo taką miałam koncepcję na to opowiadanie :). Oj no, tydzień czekania to jeszcze nie tak źle :P.
Lu - ahh, nie ma za co :*. To ja Ci dziękuję za kolejny komentarz :). Skoro zabrakło Ci słów na skomentowanie, to faktycznie udało mi się napisać dobry rozdział :).
Alys - kończy się, kończy :D. Wcale nie jestem sadystką, chociaż Naruto ma pewnie inne zdanie po tych kilku rozdziałach. Mogę zdradzić, że próby samobójczej więcej nie będzie ;). Niezłe wyczucie czasu o trzeciej w nocy XD. Taa, to mógł być tylko Sasuke.. Hałas, którego narobił Naruto, go obudził. A co w tym takiego śmiesznego, że Ino i Sakura są razem? XD Nie, to nie będzie szczyt fangirlizmu, bo ja w stosunku co do niektórych postaci mam podobnie.
Psyche - no, chyba nikt się nie spodziewał :). To miał być taki element, że nic, nic, a tu nagle bum - wypadek i utrata wzroku. Ojj, no to mam nadzieję, że już dalej nie będzie ranić :*. No to pierwszy z tych kolejnych rozdziałów już masz :). Dobrze wiedzieć, że jednak mnie kochasz :P. No i proszę, jest więcej Sasu. Naru ma taki sam gust muzyczny jak ja XD. TFK słucham od dawna i ich uwielbiam, a co do RED, to znam tylko kilka ich piosenek, ale fajnie grają. Również ściskam i pozdrawiam <3
RainbowMinded - a nie wiem, czy takie dziwne, bo niektóre osoby lubią taki rozwój wydarzeń w opowiadaniach :). No wiesz, wiesz i miałaś rację :D.





6 komentarzy:

  1. Sasuke!!! Wiedziałam że to on go znajdzie, jak jja uwielbiam mieć rację!!! :) piękna scena ich kłótni, coś mi się zdaje że z tego będzie bardzo gorący romans i dość burzliwy :D Super rozdział,, czapka z glowy

    OdpowiedzUsuń
  2. Boziu... Kobieto, teraz to ja bym Cię mogła na rękach nosić za ten rozdział <3 Tylko dlaczemu tak krótko?? :c
    Dobra, dobra, już nie narzekam XD
    Awww Wkurzający, kochany i opiekuńczy Sasuś w akcji <3 Kocham tego gościa! Jego podejście do Naru i jego wszystkich tragedii (no umówmy się, że nieźle mu skomplikowałaś życie XD) jest super lekkie i mam nadzieję, że zarazi tym Narusia <3 A z tym HIV to już chyba dla Sasu i tak byłoby za późno, skoro zatamował mu krwawienie w łazience, więc Umuzaki niepotrzebnie robi aferę. Ale dobrze, że mu powiedział :D
    Mam nadzieję, że ich stosunki się ocieplą, a Naruto stanie się znowu tym słodkim i roześmianym blondynkiem <3
    Trzymam za nich kciuki^^
    Do następnego!
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Sasuke wybawca. Pewnie, że mieliśmy rację. To musiał być on i tylko on. :D
    Naruto skupił się na tym co on czuje, jak to jemu jest źle, nic go już nie czeka. Zapomniał pomyśleć o tym co poczują ci którzy go kochają, kiedy on umrze. Tu mimo jego całego bólu, przez który nie może myśleć racjonalnie, to i tak nazywam go egoistą. Ta jedna scenka pokazała jak bardzo rodzice przeżyliby jego śmierć.
    Sasuke pcha się w jego życie na siłę. I dobrze. Niech tak robi i coś przegada do rozumu Naruto. Należy mu się to. Trochę reprymendy, trochę przytulania. :D
    Powiedz, że nie dasz Narusiowi HIV? Teraz będę żyć przez cały tydzień w napięciu. Głupi Sai. Tak to jest jak się zdradza, a wierność ma się za nich. Tylko najgorzej wtedy cierpią ci porządni i dobrzy, którzy wiedzą co wierność oznacza. Trzymam kciuki, żeby badania wyszły negatywnie.
    Dziękuję za rozdział. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak bardzo zgadzam się z powyższymi komentarzami! Dziewczęta wyraziły wszystko, co miałam w głowie podczas czytania rozdziału. Także tak. Jesteś sadystką nie tylko przez to, co robisz Naru (biedny!), ale i że każesz nam czekać tydzień z niecierpliwością :P Ale to Twoje święte prawo jako autorki, cóż poradzić xD
    Okej, to będę sobie śmiało fangirlować. Sasuke! Sasuke! Nanana!! Sasuke, który postawi Naru do pionu, opieprzy go i zaklei skaleczonego paluszka. Sasuke i jego delikatne dłonie <3 Opiekuńczy Sasuke-dobry-duch-sąsiad na raz! Wiesz, że ja jego kwestie słyszę jego animcowym głosem..? xD Ze mną jest źle. Nach nach.
    A Sai jest taką mendą... mendokusai! Ahahaha! Mendokusai! xD Sama siebie rozbawiłam. Brawo.

    Dobrze, skoro już Sasek się pojawił, to Naru nie grożą straszne burze i życiowe zawirowania. Będzie cacy.
    Do następnego tygodnia ^^

    Alys

    OdpowiedzUsuń
  5. RainbowMinded3 lutego 2016 11:50

    Wooooow!!!!! <3
    Kocham Cię za to! I bardzo podoba mi się, że Naru nie jest od razu taki chętny do współpracy. Tak jak jest, wydaje się bardziej naturalnie :D
    Podziwiam Cię za tak superowe opowiadania! <3
    Czekam teraz tylko na niedzielę!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    tak, tak Sasuke uratował, pcha się na siłe w jego życie i dobrze, cóż Naruto odczuwa wieki bol, ale nie pomyślał co będą czuć którzy go kochają jak umrze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń