niedziela, 17 stycznia 2016

3. Mój świat legł w gruzach

         Niechętnie uchyliłem powieki, po czym na oślep sięgnąłem ręką do szafki nocnej, żeby chwycić telefon. Wyłączyłem budzik i przeciągnąłem się, nie chcąc jeszcze wstawać. Wczorajszy dzień był wyjątkowo ciężki, trafiły mi się dwie operacje. Jedna u psa, druga u kota, a w obu przypadkach istniało zagrożenie życia. Do domu wróciłem zmordowany i po szybkim wzięciu prysznica od razu położyłem się do łóżka, niemal natychmiast zasypiając. Wiedząc, że przed ósmą muszę być w klinice, wstałem. Od razu pożałowałem, że zasnąłem w samych bokserkach, bo po opuszczeniu wygrzanego łóżka przeszły mnie dreszcze. W mieszkaniu było zimno, czyli ogrzewanie znowu nawalało. Ziewając szeroko, podszedłem do szafy, po czym, nie spiesząc się, ubrałem białe skarpetki, jasne jeansy i pomarańczowy sweter na długi rękaw. Kiedy wszedłem do kuchni, zerknąłem na zegarek wiszący na ścianie. Dochodziła siódma. Wciąż marząc o ciepłym łóżku, uszykowałem sobie dwie kanapki z sałatą i pomidorem oraz zaparzyłem kawę. Siedząc przy stole i jedząc, pomyślałem sobie, że przydałoby się zrobić zakupy, toteż od razu sporządziłem listę. Byłem zwyczajnym facetem, w dodatku samotnym i pracującym, więc zakupów nie robiłem regularnie, tylko dopiero wtedy, kiedy w lodówce zostało, przykładowo, pół butelki nieświeżego mleka i podejrzanie wyglądający kawałek szynki. Wstałem od stołu z cichym westchnieniem, posprzątałem po śniadaniu, a pięć minut później wsiadałem do samochodu.


         Po zamknięciu kliniki wyjąłem telefon z kieszeni, po czym sprawdziłem ostatnie połączenie. Pół godziny temu ktoś do mnie dzwonił, ale nie miałem czasu odebrać. Kiedy w nieodebranych przeczytałem imię najlepszego przyjaciela, uśmiechnąłem się szeroko. Natychmiast oddzwoniłem.
         – Siema, stary! – Kiba odebrał już po pierwszym sygnale.
         – No siema. – Jeszcze bardziej się wyszczerzyłem.
         – Jutro sobota, a ja robię dzisiaj wieczorem imprezkę kameralną. Wpadniesz?
         – Pewnie! Na którą?
         – Dwudziesta.
         – Okej. Do zobaczenia!
         – Do zobaczenia!
         Rozłączyłem się, cały czas się uśmiechając. Z Kibą znałem się od piaskownicy, a nasza znajomość trwała i umacniała się przez lata. Znaliśmy się jak przysłowiowe łyse konie i uwielbialiśmy swoje towarzystwo. Niestety, odkąd skończyliśmy studia – a studiowaliśmy na tym samym kierunku – i ja założyłem własną klinikę weterynaryjną, a Inuzuka rozpoczął pracę w klinice swoich rodziców, czasu na spotkania było mało. Tak mało, że ostatnio widzieliśmy się dobre dwa miesiące temu. Ponadto Kiba od pół roku miał dziewczynę Hinatę, której nie miałem jeszcze okazji poznać. Dziewczyna studiowała w Sunie, sąsiednim mieście i tam spędzała większość czasu, jednak wakacje spędzała w Konosze, w swoim domu rodzinnym, pomagając rodzicom w sklepie odzieżowym. Dziewczyna była w moim wieku, więc trochę zdziwił mnie fakt, że dopiero teraz poszła na studia, ale w końcu stwierdziłem, że to nie moja sprawa.


         Zakupy zajęły mi więcej czasu niż planowałem i kiedy wróciłem do domu, to dochodziło wpół do ósmej. Mając na uwadze to, że śnieg nie sprzyja szybkiej jeździe samochodem, niemal w biegu wziąłem szybki prysznic, jeszcze szybciej wysuszyłem włosy, po czym sweter zamieniłem na błękitną koszulę na krótki rękaw. Nie martwiłem się tym, że u Kiby będzie zimno, bo po pierwsze – w mieszkaniu będzie kilka osób, po drugie – alkohol rozgrzewa i po trzecie – u niego w mieszkaniu zawsze było ciepło, ponieważ właściciel bloku dbał o interes. W pełni gotowy z litrem wódki w papierowej torbie odpaliłem samochód i wyjechałem na ulicę, płynnie włączając się do ruchu drogowego. Nauczony doświadczeniem wiedziałem, że od Kiby nie wrócę wcześniej niż jutro późnym wieczorem, toteż nie martwiłem się o to, że później będę musiał wracać taksówką, a samochód odebrać na drugi dzień. Do jutra spokojnie zdążę wytrzeźwieć.


         Impreza trwała w najlepsze, a mnie już mięśnie brzucha i twarzy bolały od śmiechu. Muzyka leciała w tle, ale nikt nie zwracał na nią uwagi, zajęty rozmową lub opowiadaniem śmiesznych historyjek bądź dowcipów. Razem z Kibą obserwowaliśmy Sakurę i Ino, które grały w Twistera. Wypity alkohol im nie pomagał, ale nikt nie zwracał uwagi na drobne wpadki, bo nie chodziło o wygraną, tylko o zabawę. Niby każdy z nas był już dorosły, ale w tym momencie nie przeszkadzało nam, że zachowujemy się jak grupa nastolatków. Przelotnie zerknąłem na Gaarę i Neji’ego, którzy również zostali zaproszeni na imprezę. Obecnie rozmawiali z Hinatą i Tenten. Jak się okazało, Neji i Hinata byli kuzynostwem. Świat jest mały. Uśmiechnąłem się szeroko, kiedy Hyuuga objął swojego partnera w pasie. Jakiś czas temu dostałem od Gaary SMS-a, w którym napisał, że między nim a Nejim wszystko już w porządku i obecnie przeżywają coś w rodzaju miesiąca miodowego.
         – Gramy w butelkę! – krzyknął Kiba w pewnym momencie. W ciągu pięciu minut siedzieliśmy w kręgu na środku pokoju, a Inuzuka dzierżył w dłoni pustą butelkę po wódce. – Okej, zasady są takie jak zawsze. Żadnego całowania lub kontaktów intymnych, gramy tylko na pytania lub zadania.
         Gra w butelkę była swego rodzaju tradycją naszych imprez. Zasady ustalone dawno temu były takie, a nie inne ze względu na to, że naszą paczkę głównie stanowiły pary. Kontakt intymny jednego z partnerów z kimś innym byłby nie fair, a między partnerami nie byłby wyzwaniem. Reszta wieczoru minęła nam na wymyślaniu najróżniejszych pytań i zadań, a do późnych godzin nocnych rozprawialiśmy o religii, filozofii i polityce, czyli o tym, o czym ludzie pijani lubią rozmawiać najbardziej.


         Następnego dnia, po pożegnaniu się z Kibą i Hinatą, wsiadłem w samochód i ruszyłem do domu. Zbliżała się dwudziesta druga, a ja miałem doskonały humor. Kac tym razem nie męczył mnie za bardzo, toteż skończyło się tylko na lekkim suszeniu i na równie lekkim bólu głowy. Uśmiechnąłem się do samego siebie, po czym włączyłem radio. Nagle usłyszałem jakiś dziwny dźwięk, po czym mój samochód zwyczajnie zgasł. Będąc dobrej myśli, spróbowałem go ponownie odpalić, jednak nic to nie dało, tak samo jak i kilka kolejnych prób. No co jest, do cholery? Przecież to w miarę dobry samochód, pomyślałem. Zrezygnowany wysiadłem, dziękując wszystkim znanym mi bóstwom za to, że wybrałem mało uczęszczany skrót. Dzięki temu nie musiałem martwić się o to, że jakiś kierowca będzie miał problem z ominięciem mojego samochodu. Na wstępie odrzuciłem pomysł zajrzenia pod maskę, bo i tak się na tym nie znałem. Nigdy za specjalnie nie interesowałem się motoryzacją. Westchnąłem ciężko, po czym zadzwoniłem po pomoc drogową. Powiedzieli, że przyjadą w ciągu kilku minut, więc nieco spokojniejszy rozłączyłem się. Faktycznie, przyjechali po kilku minutach i po wstępnych oględzinach powiedzieli mi, co się zepsuło, ale mało z tego zrozumiałem i zarejestrowałem jedynie fakt, że zabiorą samochód do mechanika. Kiedy odjechali, ponownie wyjąłem telefon w celu zamówienia taksówki. Niestety, komórka w połowie trzeciego sygnału się rozładowała. To jakieś cholerne fatum, pomyślałem. Zdecydowałem, że przejdę się na jedną z głównych ulic, gdzie bez problemu powinienem złapać taksówkę. Do mieszkania miałem trzy kilometry i nie uśmiechało mi się iść tam pieszo. Po kilku minutach wyszedłem na zatłoczony chodnik. Po drugiej stronie ulicy dostrzegłem kilka taksówek czekających na klientów. Z trochę lepszym nastawieniem niż jeszcze przed chwilą podszedłem do pasów i nacisnąłem odpowiedni przycisk. Kiedy światło dla pieszych zmieniło się na zielone, żwawym krokiem ruszyłem naprzód. Byłem już w połowie pasów, kiedy poczułem silne uderzenie. Ledwie zarejestrowałem fakt, że ciało bez udziału mojej woli przeturlało po czymś twardym. Następnym, co zarejestrowałem, było silne uderzenie w głowę i potworny ból. Potem straciłem przytomność.


         Tuż po tym, jak się ocknąłem, spróbowałem otworzyć oczy, ale coś mi w tym przeszkadzało. Coś przytrzymywało moje powieki w miejscu, a ja byłem zbyt słaby, aby podnieść rękę i sprawdzić, co to. Gdzie jestem? Co się stało? Czułem się dokładnie tak, jakby ktoś podał mi jakiś środek odurzający. Nigdy nie próbowałem tego świństwa, ale z telewizji i Internetu wiedziałem, jak to jest. Słyszałem wokół siebie szum, ktoś coś mówił, ktoś gdzieś się spieszył. Chciałem głośno jęknąć, odezwać się, cokolwiek, byleby zwrócić na siebie czyjąś uwagę, ale moje gardło było wysuszone. Wydanie z siebie jakiegokolwiek dźwięku w tym momencie było dla mnie jak wspinaczka na Mount Everest. Nasłuchiwałem więc, jednocześnie próbując poruszyć ręką. W końcu mi się udało i uniosłem ją, ale nie byłem jej w stanie utrzymać na długo w powietrzu. Kończyna opadła na pościel. Miałem nadzieję, że ten ruch wystarczy.
         – Panie Uzumaki, obudził się pan? – Usłyszałem kobiecy głos. – Jeśli mnie pan słyszy, proszę zgiąć palec wskazujący. Obojętnie, od której ręki.
         Akurat to zadanie nie było ponad moje siły, więc bez problemu je wykonałem.
         – W porządku, zawołam lekarza. Proszę chwilę poczekać.
         Usłyszałem odgłos oddalających się kroków, a potem cichy trzask zamykanych drzwi. Po chwili ktoś wszedł do, jak mi się zdawało, pomieszczenia, a jego kroki zatrzymały się tuż przy mnie.
         – Dzień dobry, nazywam się Uchiha Itachi, prowadzę pański przypadek.
         Chciałem mu odpowiedzieć, ale gardło wciąż odmawiało mi posłuszeństwa, więc z ust wyrwał mi się bliżej nieokreślony dźwięk. Mimowolnie pomyślałem, że już gdzieś słyszałem to imię i nazwisko, tylko nie pamiętałem, gdzie.
         – Pielęgniarka nie dała panu wody? Cóż, w takim razie sam to zrobię. Proszę się nie bać, dobrze?
         Nie bać się? Serio? Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje, a ten mi mówił, że mam się nie bać. Nagle doznałem nagłego olśnienia. Uchiha! No jasne! Lekarz, który aktualnie podtrzymywał moją głowę i pomagał mi napić się wody przez słomkę, był bratem Sasuke, mojego sąsiada. Poczułem się znacznie lepiej po nawilżeniu gardła.
         – W porządku. Jest pan w szpitalu. Trafił pan do nas tuż po wypadku samochodowym. Pamiętam pan coś z tamtego zdarzenia? – zapytał. Wypadek? Faktycznie, kiedy o tym wspomniał… Było coś takiego.
         – Tak. Pamiętam, że…
         – Proszę teraz dużo nie mówić. Wciąż jest pan bardzo słaby i gdyby nie silne, otępiające leki przeciwbólowe, zapewne czułby pan ogromny ból.
         – Dobrze. – Aha, więc to przez środki przeciwbólowe czułem się tak, jakbym się naćpał.
         – W wyniku tego wypadku doznał pan silnego uderzenia w głowę. Oprócz tego miał pan złamaną rękę. Robi…
         – Miałem złamaną rękę? – przerwałem mu wpół słowa. – Jak długo tu leżę?
         – Trzy miesiące.
         – Byłem w śpiączce?
         – Tak. To następstwo urazu głowy, którego pan doznał. Teraz powiem panu coś, co nie będzie przyjemne. Następstwem urazu głowy jest także pourazowa neuropatia nerwu wzrokowego. Obrzęk tkanek otaczających nerw wzrokowy spowodował jego uszkodzenie. Niestety, przebieg był dosyć szybki, więc… Nie udało nam się tego odwrócić, jednak robiliśmy, co w naszej mocy.
         – Ale… co to wszystko znaczy? – zapytałem, pełen najgorszych obaw. Wiedziałem, że nerw wzrokowy jest bardzo delikatny i czym grozi jego uszkodzenie. W końcu byłem weterynarzem.
         – Mam nadzieję, że nie to, o czym myślę. Pozwoli pan, że zdejmę bandaże.
         Przełknąłem ciężko ślinę, czując, jak mocno wali mi serce. Nie chciałem dopuszczać do głosu myśli, które krążyły mi w głowie. Kiedy wreszcie zostałem uwolniony od bandażu, bałem się otworzyć oczy.
         – Proszę otworzyć oczy.
         Odetchnąłem głośno, po czym wykonałem polecenie. Nic nie widziałem. Czerń otaczała mnie z każdej strony, a cały mój świat legł w gruzach. Byłem ślepy.


         Następne wydarzenia pamiętałem jak przez mgłę. Najbardziej w pamięci zapadła mi jedna informacja – zmiany były nieodwracalne. Zaproponowano mi psychologa, ale odmówiłem. Byłem załamany i nie chciałem z nikim rozmawiać. Z OIOM-u przenieśli mnie na Oddział Okulistyczny. Ze szpitala wypisali mnie po kilku dniach, ponieważ fizycznie moje wszystkie rany już się zagoiły, a złamana w kilku miejscach, składana operacyjnie ręka była już sprawna. Do mieszkania odwieźli mnie rodzice. Proponowali, żebym przeniósł się do nich, ale nie zgodziłem się. Czułem, że to byłaby porażka – przeprowadzka do rodziców po utracie wzroku pokazałaby mi, że już nie byłem pełnowartościowym człowiekiem. Chciałem pokazać samemu sobie, że dam radę. Dostałem laskę dla niewidomych, którą z miejsca znienawidziłem.


         Następnych kilka dni było koszmarem. W mieszkaniu bałem się gdziekolwiek ruszyć, bo za każdym razem kończyło się to na tym, że o coś się potknąłem i lądowałem na podłodze. To mnie jeszcze bardziej załamywało. Większość dnia spędzałem w łóżku, coraz bardziej pogrążając się we własnej rozpaczy. Rodzice odwiedzali mnie codziennie. Mama mi gotowała i pomagała w najprostszych czynnościach, a z pomocą taty zamknąłem klinikę weterynaryjną. To było dla mnie najboleśniejsze. To, co tak kochałem, musiałem porzucić. Zamknąć niczym do połowy przeczytaną, wspaniałą książkę, której już nigdy nie będzie miało się możliwości skończyć, bo lada moment zostanie spalona na popiół. Nocami płakałem, dając upust żalowi i niesprawiedliwości. Wciąż zadawałem sobie pytanie – dlaczego mnie to spotkało? Dlaczego musiałem stracić coś, dzięki czemu cieszyłem się światem? Już nigdy nie zobaczę żadnego uśmiechu, żadnego koloru, żadnego spojrzenia pełnego szczęścia. Przyjaciele odwiedzali mnie bardzo często, próbowali ze mną rozmawiać, ale ja nie chciałem. Siedzieli więc ze mną, dotrzymując mi towarzystwa i opowiadając. Wtedy myślałem sobie – dlaczego ja tak nie mogę? Już nigdy nie będę mógł nikomu powiedzieć, co widziałem, co oglądałem, co zaobserwowałem. Nigdy.


         Minęły trzy tygodnie od mojego powrotu do domu, a ze mną było coraz gorzej. Nawet nie pomogła myśl, że kierowca, który mnie potrącił, trafił do więzienia i posiedzi tam ładne kilkanaście lat. Kamery miejskie zarejestrowały moment wypadku. Z nagrania policjanci odczytali numery rejestracyjne, a potem poszło szybko, bo facet nawet nie próbował uciec. Mój samochód sprzedałem, a pieniądze wpłaciłem na konto w banku. Tata mi to wszystko zaproponował, bo ja nie miałem żadnej motywacji. W niczym nie było dla mnie sensu. Moje życie nie było już życiem, zwyczajnie egzystowałem. Istniałem, zamknięty w czarnym świecie. Mówi się, że nie ma ciemności bez światła. Moja ciemność nie potrzebowała światła.


         Czasami wspominałem swoje życie. Zabawy za dzieciaka, te wszystkie kawały, które wyciąłem, rozrabianie na przerwach w szkole. Dorastanie, czas szkoły średniej, stres przed maturą. Studia, zajęcia od rana do wieczora, noce zarwane na naukę, bo za dnia nie starczyło czasu, życie na kawie. Marzenie założenia własnej kliniki, a potem jej otwarcie, leczenie zwierząt. Imprezy u Kiby, trzy związki, pocałunki. Kolory, obrazy, uśmiechy, troskę w oczach mamy. Paradoksalnie, zamiast podnosić mnie na duchu, te wspomnienia mnie rujnowały. Wiedziałem, że zachowuję się jak, nie przymierzając, jakiś człowiek w depresji. I wtedy to sobie uświadomiłem – że ja mam depresję. Ta myśl sprawiła, że roześmiałem się gorzko i pomyślałem, że gorzej już być nie może.



         Mogło. I było gorzej. Po jakimś czasie, kiedy dzięki rodzinie i przyjaciołom zacząłem się lepiej czuć, pojawiły się myśli samobójcze. Na początku starałem się je zignorować, bo samobójstwo kojarzyło mi się z bólem, a ja uważałem, że zadawanie bólu samemu sobie to głupota. Potem pogodziłem się z tymi myślami. Przez jedną, krótką chwilę w mojej głowie zawitał nawet pomysł poproszenia o psychologa. Szybko go odrzuciłem. Nie chciałem, żeby ktokolwiek wchodził do mojego czarnego świata. Uparcie odrzucałem myśli o tym, że psycholog mi pomoże i że gdyby któryś z moich przyjaciół znalazł się w takiej sytuacji jak ja, to siłą zaciągnąłbym go na wizytę. Gdzie się podział Naruto, który głośno się śmiał? Który cieszył się życiem? Który, gdyby to tylko było możliwe, zwyzywałby mnie od kretynów i krzyknął, żebym wziął się w garść? On odszedł. Odszedł razem ze światłem, które tak kochałem. Odszedł razem z kolorami, którymi się zachwycałem. Zostałem tylko ja – Naruto, który zmuszony był żyć w ciemności.
______________________________
O, i wraz z tym rozdziałem zaczyna się ta właściwa fabuła opowiadania. Od kilku lat mam ochotę na napisanie tekstu, w którym jeden z bohaterów jest niewidomy. W końcu się na to zdecydowałam. Przyznam, że na początku było to dla mnie ogromne wyzwanie, ale, wbrew pozorom, to opowiadanie pisze mi się zaskakująco dobrze. 
Lu - aj tam, jeden siniak na tyłku jeszcze nikomu nie zaszkodził XD. O, i tu masz rację - co innego dla oglądającego.
Widzę, że dobrze zrobiłam z tym, że Naru i Sasu od samego początku na siebie nie lecą, bo wielu osobom się to podoba :).
Pewnie by go zostawił. No, ale już wszystko dobrze, pogodzili się na dobre. A zwlekanie z rozmową jest wskazane tylko wtedy, kiedy się chce, żeby emocje opadły. Ale wiadomo - emocje nie opadają przez miesiąc, więc i z ważną rozmową się tyle nie czeka. Taka zwariowana rodzinka pasuje do Naruto :D. A wujek jedyny w swoim rodzaju, w końcu w mandze też jest taki zboczony.
Dokładnie, może ją wyćwiczyć na swoim partnerze :). Potrzebne, potrzebne, żeby opowiadanie przedłużyć ^^. To ja chyba wolę nie wiedzieć, co byś wymyśliła :P. Cieszę się, że opowiadanie wciąga :).
Basia - ja też z reguły wolę czytanie, ale czasami jestem tak zmęczona, że nawet i na to nie mam ochoty. Dziękuję :)
Miki - nie wiem, czy Ci już kiedyś mówiłam, ale uwielbiam to Twoje "wii!" :D. Nie za pięćdziesiąt, weź im daj czas do czterdziestki - wtedy jeszcze będą mogli się bzykać.
A moja rodzinka niby skąd się urwała? I pamiętaj, że my też kiedyś wylądujemy w psychiatryku. W jednym pokoju.
Dzięki! :*
Alys - mi też ta wypowiedź się spodobała XD. Komentarz czytałam na wykładzie i musiałam się powstrzymać od śmiechu.
No niestety, marzenia. Może gdybyś nie była dziewczyną, to Sasuke ewentualnie rozważyłby propozycję spędzenia z Tobą nocy, ale tak, to wiesz.. W końcu to Uke XD.
Też uwielbiam Marsów :). I poza tym wszystkie zespoły, których słucha Naruto. Nie ma za co ;).
Ja też lubię te obrazki XD. I też lubię fakt, że mam zapas rozdziałów.
Napisz od razu, że Neji jest impotentem, a nie tak krążysz wokół tematu. Bądźmy szczere - Gaara ma przekichane.
Ich relacja na głębszy poziom wtajemniczenia wejdzie później XD.
Pozdrawiam w ten mróz. :)
Psyche - właściwa fabuła zaczęła się w tym opowiadaniu, ale cieszy mnie bardzo, że mój tekst jest oryginalny już od samego początku :). Ja też jestem niecierpliwa, więc doskonale Cię rozumiem :D. 
Ach, bo Neji to jest taki facet, że lubi brać sprawy w swoje ręce. No cóż, Gaara trochę na takiego wyszedł, ale koniec końców się ogarnął. No z tym się zgodzę, że potraktował go trochę jak dziwkę, tudzież dmuchaną lalę. To się cieszę i mam nadzieję, że w dalszym ciągu będzie wzbudzało emocje i trzymało w napięciu :3.
Potem będzie dużo Saska, obiecuję :D. 
Dziękuję bardzo! <3
Pewnie, że kojarzę, w końcu lubię moich czytelników :D.
Funkcjonuje i będzie funkcjonował :).
Ja również pozdrawiam i ściskam. :)
RainbowMinded - witam na blogu :). Dziękuję bardzo za miłe słowa :3.
Anonimek - po raz, masz świetny nick XD. Po dwa, dziękuję za tak miłe słowa <3.




4 komentarze:

  1. Coś Ty zrobiła?! Jak można tak oślepić Naruciaka..?! Naruciaka?! No proszę Cię! *oddycha spokojnie* No dobrze, już mi lepiej. Rany, biedny Naruto. Stracił całą swoją radość życia, cały swój optymizm. Kto mu pomoże je odzyskać, no kto? Jacyś chcętni? Ja mam propozycję.. Sa.. Sas.. no, dopowiedzcie dalej! xD
    Dobra. Koniec żartów. Mamy poważny temat. Ciekawa jestem jak to dalej rozwiniesz, ale czuję, że to będzie naprawdę dobre opowiadanie ^^
    Neji nie jest impotentem!! Nope!
    A Sasuke nie jest Uke :P Chcę go więcej. Ju-uuu-uż!
    Alys

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam w głowie komentarz, który napiszę, ale po tym co przeczytałam o tym, że Naru stracił wzrok siedzę gapiąc się w ekran i mam łzy w oczach. W mojej głowie pojawiają się myśli, co z jego pracą? Jak będzie robił to co kochał? Bo żyć to się nauczy. Radzić sobie w mieszkaniu itd. ale nie będzie mógł operować. Nic czytam dalej, bo jak będę nadal na tym rozmyślać to się pobeczę.
    Nie udało się łez uniknąć. Zamknięcie kliniki… Zwyczajnie mnie to boli. :((
    Emocjonalny rozdział. Tego się nie spodziewałam. Kiedy Naru trafił do szpitala sądziłam, że jego lekarzem będzie Sasuke, tak się do siebie zbliżą i będzie wszystko ok. Tymczasem zaserwowałaś coś takiego i kocham Cię za to. Kocham Cię za to, że teraz lecą mi łzy. :DDD Cieszę się, że podjęłaś taki wątek. Mnie nie raz też chodzi po głowie, by znów napisać o kimś niewidomym, ale nie fantasy. Może kiedyś. Na razie mamy niewidomego Naruto i serce się kraje na te jego depresyjne myśli. Ale wierzę, że jeszcze odzyska radość życia i to, że nie widzi nie będzie przeszkodą przed dalszymi życiowymi krokami. Poza tym ma fajnego sąsiada. :P

    Dziękuję za rozdział. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. ...
    ale
    ...
    przecież
    ...
    no jak?!
    Dlaczego?! Dlaczego zrobiłaś Naru coś takiego?! *ryczy przed telefonem* Co z naszym energicznym blondynem cieszącym się życiem?! Dobra, spokój... wierze, że masz jakiś dobry plan dla tego opowiadania, ufam Ci autorko, że zrobisz z tego cudo i Naru w końcu znajdzie swoje szczęście, po mimo... *nawet nie chce już o tym mówić* I tak samo jak koleżanka na górze z początku jak Naruto był w szpitalu pomyślałam, że to Sasuke będzie jego lekarzem, no ale cóż zadowólmy się Itachim xd I teraz będę siedzieć jak na szpilkach wyczekując nowego rozdziału, nawet pomimo tego, że byłam załamana po przeczytaniu i miałam mega smuta, w semie to przez to chce jeszcze bardziej jak najszybciej nowy rozdział xd No więc liczę na szybkie pojawienie się Saska i ...no i resztę można sb dopisać :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    nie, nie jak tak mogłaś, biedny Naruto, a może Sasuke mu pomoże podnieść się po tym... może jest jakimś-sychologiem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń