Ze snu wyrwał mnie okrutny dźwięk budzika.
Mruknąwszy przekleństwo pod nosem, wyciągnąłem rękę i przesunąłem odpowiedni
przycisk na telefonie, tym samym uciszając wokalistę One Ok Rock. Chwilę
poleżałem, a potem przeciągnąłem się i otworzyłem oczy. Dziesiąta rano, drugi
dzień zajęć w drugim roku akademickim. Wstałem z łóżka i powlokłem się do
łazienki. Zdecydowanie nie byłem porannym ptaszkiem. Umyłem zęby, przemyłem
twarz zimną wodą, żeby się jakoś rozbudzić, opróżniłem pęcherz, po czym umyłem
ręce. Potem wróciłem do pokoju, w drzwiach mijając się z Kibą, moim najlepszym
przyjacielem i jednocześnie współlokatorem z pokoju. Inuzuka zamknął się w
łazience, a ja zacząłem się ubierać. Bokserki, skarpetki, czarne, dopasowane
jeansy, błękitny t-shirt, a na to pomarańczowa bluza. Wsunąłem jeszcze na stopy
pomarańczowe trampki i poszedłem do kuchni zrobić sobie kanapki. Kiedy
kończyłem, do kuchni wszedł Kiba.
- Chleb się skończył – poinformowałem go,
pakując kanapki do chlebaka.
- Dobra, kupię sobie coś w piekarni.
Idziemy, za pięć minut mamy autobus.
- Jasne.
Wyszliśmy z domu, kierując się na
przystanek autobusowy. Akurat kiedy doszliśmy na miejsce, podjechał zatłoczony
środek lokomocji. Wsiedliśmy, a dziesięć minut później wysiedliśmy pod
uczelnią.
- To ja lecę do piekarni – rzucił Kiba i
przeszedł na drugą stronę ulicy, a ja ruszyłem w stronę budynku z wydziałem
grafiki komputerowej. Dość szybko znalazłem się pod salą.
- Hej, Naruto!
- Cześć!
- Siema, Uzumaki!
Każdemu odpowiadałem na powitanie
szerokim uśmiechem. Po chwili dołączył do mnie Kiba.
- Nie było kanapek z serem, sam pomidor –
zamarudził, a ja się roześmiałem. Wszyscy wiedzieli, że szatyn nie lubi
pomidorów. Spojrzał na mnie, mrużąc oczy. – A może oddasz mi swoje kanapki, a
ty sobie weźmiesz od Pana Przystojnego?
- Cicho! – syknąłem, rozglądając się
dookoła. – Jeszcze ktoś usłyszy. – Spojrzałem na Inuzukę z wyrzutem.
- Oj, przestań, i tak większość wie, że
podkochujesz się w U… - Nie dokończył, bo zasłoniłem mu usta dłonią.
- Nie kończ, bo nie przeżyjesz dzisiejszej
nocy. – Odsunąłem dłoń, a on spojrzał na mnie poważnie. Tak naprawdę nikt nie
wiedział, oprócz Kiby.
- Och, Naruto! – Chwycił się za serce. –
Czyżbyś wreszcie ujrzał me piękno? Czyżbyś sugerował mi, o mój drogi, że tej
nocy, burzliwej i ciemnej, dojdzie między nami do niecnych czynów? – mówił
przejętym, podniesionym głosem. Kilka osób wybuchło śmiechem.
- Burzliwy i ciemny to jest twój łeb –
mruknąłem, jednak uśmiechnąłem się szeroko. – Niecne czyny, mówisz? Już ja ci
pokażę, do jakich niecnych czynów jestem zdolny.
- Nie mogę się doczekać, kochanie. – Klepnął
mnie w tyłek, a ja przewróciłem ze śmiechem oczami. Już miałem się odgryźć, ale
przyszedł wykładowca i otworzył salę. Wchodząc do środka, kątem oka zobaczyłem
nadbiegającego Sasuke. Gdyby nie to, że nie miałem możliwości się zatrzymać, bo
za sobą miałem kilka osób pchających się do sali, pewnie bym się na niego
zagapił. Zajmując miejsce wraz z Kibą w ostatniej ławce po prawej stronie Uchihy
zastanawiałem się, czy on mnie kiedykolwiek zauważy.
Z Kibą zakumplowałem się jeszcze przed
studiami. Jest synem mojego szefa, właściciela firmy obuwniczej. Zacząłem tam
pracować na rok przed rozpoczęciem studiów na stanowisku sprzedawcy. Płaca była
dosyć wysoka, a ja potrzebowałem pieniędzy na studia. Nie mogłem liczyć na
rodziców, bo ich… nie miałem. Moja mama zmarła przy porodzie. Mam jej zdjęcie,
zawsze noszę je w portfelu. Miała na imię Kushina i była piękną, czerwonowłosą
kobietą. Mój tata, Namikaze Minato, zginął w wypadku samochodowym dwa lata
później. Jego zdjęcie też zawsze noszę w portfelu. Miał blond włosy i niebieskie oczy, więc z wyglądu byłem do niego bardzo podobny. Wracał z pracy, padało, było
ciemno, miał słabą widoczność… Tak samo jak kierowca ciężarówki, który w niego
wjechał. Tylko tyle wiem. Potem trafiłem do domu dziecka z nazwiskiem po mamie.
Moi rodzice nie wzięli ślubu, nie zdążyli. Chcieli to zrobić tuż po moich
narodzinach. Czy za nimi tęsknię? Oczywiście, że tak. Chyba każdy dzieciak,
który wychował się w bidulu, chciałby szczęśliwego dzieciństwa z mamą i tatą u
boku. Mi zostały po nich zdjęcia. Nikt mnie nie adoptował, nie znalazł się
żaden daleki krewny. Podobno miałem ojca chrzestnego, ale nikt nie wiedział,
gdzie on jest. Prawdopodobnie wciąż żyje. Wiele razy zastanawiałem się,
dlaczego nawet mnie nie odwiedził, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
Dzieciństwo w domu dziecka do
najłatwiejszych nie należy. Ponura atmosfera, przemoc ze strony starszych
dzieciaków… Jednak ja tego nie doświadczyłem. Dom dziecka, w którym się
wychowywałem, był jednym z najlepszych w Tokio. Dzięki swojej osobowości byłem
lubiany. Zawsze byłem wesoły, energiczny, wygadany i… no cóż, nawet ja musiałem
to przyznać – nieco niezdarny. Byłem także zdeterminowany i nie rzucałem słów
na wiatr. Nie składałem pustych obietnic, żyłem w zgodzie z samym sobą, byłem
szczery wobec innych. Jeżeli postawiłem sobie jakiś cel – dążyłem do niego. Od
najmłodszych lat łapałem się prac dorywczych, aby zarobić trochę pieniędzy na
przyszłość. Z czasem te prace stawały się coraz poważniejsze, więc i pieniądze
były większe. Potem przez jakiś czas pracowałem w pizzerii, rozwożąc pizzę.
Zwolniłem się, bo zacząłem pracować u ojca Kiby. A teraz jestem tutaj – na
drugim roku studiów, spełniając swoje ambicje. Grafika komputerowa od zawsze
mnie interesowała, więc problemów z wyborem kierunku nie miałem.
Siedziałem na ostatnim wykładzie,
podpierając głowę na ręce i patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem. Jakie
nudy… Na pierwszy rzut oka ten cały Kakashi wydawał się wyluzowany. Jednak
wiedziałem, że wykładowców nie należy oceniać pochopnie. W ich przypadku
pierwsze wrażenie często jest mylne, a plotki zasłyszane od starszych roczników
często się nie sprawdzają. W zeszłym roku straszyli nas Asumą, a potem się
okazało, że to całkiem spoko gość. Na egzaminie nie robił żadnych problemów,
nie wywalił nam pytań z Kosmosu, zagadnienia podał na dwa tygodnie przed
terminem. Zajęcia z nim były całkiem przyjemne. Ziewnąłem szeroko.
- Naruto! – Kiba szturchnął mnie w bok.
- Co? – Spojrzałem na niego.
- Idziemy jutro wieczorem na piwo? Pojutrze
mamy na popołudnie.
- Kto jeszcze idzie?
- Shika, Neji, Lee, Chouji, Shino, Sai,
Sakura, Hinata, Ino i TenTen.
- No to mów, że stała ekipa, a nie mi tu
wszystkich wymieniasz – mruknąłem.
- Co? Humorek nie ten, bo Pan Przystojny
dalej cię olewa? Oj, Naru, dałbyś sobie z nim spokój. Tylu wokół przystojniaków
z o wiele przyjemniejszym nastawieniem do świata.
- Eh, Kiba, jak ty nic nie rozumiesz.
Zakochałem się, okej? Nie tak łatwo jest przestać kochać. – Westchnąłem ciężko.
Dobrze, że już dawno nauczyliśmy się naprawdę cicho szeptać.
- Spoko, rozumiem. Ale wiesz, jak to mówią.
Jeżeli zakochasz się w kimś innym, zapomnisz o poprzedniej miłości.
Nie zdążyłem mu nic odpowiedzieć, bo
Kakashi ogłosił koniec zajęć. Wszyscy zerwali się z miejsc i zrobił się szum.
Poszliśmy z Kibą na przystanek.
- Właściwie, czemu ty się w nim zakochałeś?
– zapytał, zerkając na mnie.
- Bo ja wiem? – Wzruszyłem ramionami. –
Muszę mieć jakiś powód?
- Nie o to mi chodzi. Przecież ty go nie
znasz. Nigdy ze sobą nie gadaliście.
Westchnąłem cicho, przewracając oczami.
- Gadaliśmy o tym setki razy. Jak dalej
będziesz drążyć temat, to jeszcze pomyślę, że jesteś zazdrosny i sam
podkochujesz się w Ucisze. – Zaśmiałem się. Inuzuka się wzdrygnął.
- Daj spokój. Nawet, gdybym był gejem, to
bym na takiego mruka nie poleciał.
- Taa, bo Hinata jest inna. Nieśmiała i
często odpowiada półsłówkami. - Hinata była dziewczyną Kiby od końcówki
zeszłego roku akademickiego. Z czasem zaczęła u niego coraz częściej
przesiadywać, a co za tym szło, u mnie też. Pokój, który dzieliliśmy, był duży,
jednak Hyuuga peszyła się w mojej obecności. Nie chcąc psuć Kibie randek,
ulatniałem się gdzieś wtedy, kiedy ona przychodziła. Jednak było to
problematyczne, bo zdarzało się tak, że przesiadywała u Inuzuki kilka dni pod
rząd po kilka godzin. Nie skarżyłem się, bo co miałem mówić? Nie chciałem
martwić przyjaciela, wiedziałem, że od razu zacznie się przejmować. Zacząłem
zastanawiać się nad przeprowadzką, jednak… Gdzie? To, że dzieliliśmy pokój na
dwóch równało się z niskim czynszem, mimo że mieszkaliśmy w centrum. Wszystkie
oferty mieszkań, które już przejrzałem, odrzuciłem. Mówi się, że pieniądze
szczęścia nie dają. Zgadzam się z tym. Jednakże ich brak niesie za sobą
problemy. Z pracą w weekendy, stypendium socjalnym i odłożoną kasą jakoś
dawałem radę. Dlatego też przeprowadzka jak na razie musiała poczekać.
- Oj, wcale nie! – żachnął się Kiba. – Na
początku taka była, a teraz… - Rozmarzył się. – Stary, mówię ci, to prawdziwa
kocica! I świetnie gotuje.
Uśmiechnąłem się w odpowiedzi.
Cieszyłem się, że Inuzuka znalazł sobie kogoś, kogo kochał i z kim było mu
dobrze. Mam nadzieję, że kiedyś też kogoś takiego znajdę.
O tym, że jestem gejem, dowiedziałem
się od mojej pierwszej i zarazem ostatniej dziewczyny. Dokładnie, dowiedziałem
się. Chociaż bardziej pasowałoby powiedzieć, że dzięki niej zdałem sobie z tego
sprawę.
Miałem wtedy szesnaście lat. Michiko
była wolontariuszką, która przychodziła do domu dziecka, w którym mieszkałem.
Widywałem ją kilka razy w tygodniu, bo starała się przychodzić codziennie. Była
rok starsza ode mnie. Miała ciepły uśmiech, duże, brązowe oczy i brązowe,
sięgające pasa włosy, które przeważnie nosiła związane lub zaplecione w warkocz.
Była ode mnie niższa o kilka centymetrów. Z moim metr osiemdziesiąt pięć nie
było o to trudno, a ona, jak na dziewczynę, i tak była dość wysoka. Pomagała
kucharkom w kuchni, spędzała czas z małymi dziećmi, czytając im i wymyślając im
przeróżne zabawy. Obserwowałem ją, myśląc o tym, że takich ludzi powinno być
więcej. O dobrym i bezinteresownym sercu. Wiedziałem, że ona wie, iż ją
obserwuję. Pewnego dnia zaproponowała mi, abym zaczął prowadzić razem z nią
zajęcia dla najmłodszych. Zgodziłem się. Zawsze lubiłem dzieci i nie
przeszkadzało mi to, że czasami bywały nieznośne i nie chciały słuchać. To było
u nich naturalne. Poza tym, miałem okazję bliżej poznać Michiko. Zacząłem z nią
więcej rozmawiać, a ona coraz później wracała do domu, wieczory spędzając ze mną.
Rozmawialiśmy o wszystkim. Dowiedziałem się, że ona również wychowywała się w
domu dziecka, ale w wieku pięciu lat była adoptowana. Swoich biologicznych
rodziców nie znała. Powiedziano jej, że oddali ją, bo nie mieli pieniędzy, a
ciąża… Antykoncepcja zawiodła. Nie chcąc skazywać jej na pewną śmierć poprzez
porzucenie gdzieś na śmietniku, podrzucili ją pod drzwi domu dziecka. Michiko
próbowała ich odnaleźć, ale nadaremnie.
Nasz pocałunek był naturalny. Był miły,
przyjemny i delikatny. Od tamtego momentu byliśmy parą. Jednak coś było nie
tak. Oczywiście, byłem szczęśliwy, ale czegoś mi brakowało. Sam nie wiedziałem
do końca, czego. Przez dwa miesiące szukałem tego podczas naszych spotkań, ale
z marnym skutkiem. W końcu postanowiłem porozmawiać o tym z Michiko. Kiedy
powiedziałem jej o swoich rozterkach, milczała przez chwilę, patrząc na mnie
przenikliwie. W końcu się uśmiechnęła i zapytała, czy zauważyłem, jak spoglądam
na innych chłopaków. Zaskoczyła mnie wtedy. Widząc mój pytający wzrok,
roześmiała się i dodała, że w naszym związku brakuje mi… chłopaka.
Zaniemówiłem, jednak jej spokojny, ciepły wzrok dodawał mi otuchy. Powiedziała
mi, że sądzi, iż jestem gejem. Dlaczego więc z nią byłem?
Ponieważ
miłość pomyliłem z przyjaźnią. Do dzisiaj nie wiem, jak można być tak głupim i
pomylić te dwa uczucia. Jednak Michiko nie była zła. Powiedziała, że nigdy mnie
nie kochała tak jak powinna. Kochała mnie jak przyjaciela, jak brata. Wtedy
zdałem sobie sprawę, że ja również czuję do niej taki sam rodzaj miłości. Jednak
nie wszystko było jasne. Przynajmniej nie dla mnie. Nie przyjąłem na spokojnie
tego, że jestem gejem. Michiko wtedy została dłużej, bo wyszła dopiero po
północy. Dyrektor domu dziecka, Umino Iruka, bardzo ją polubił i pozwalał jej
przebywać w środku poza godzinami odwiedzin. Wracając do właściwego wątku –
długo wtedy rozmawialiśmy. Zadawałem pytania, chciałem wyjaśnień. Dostawałem
spokojne odpowiedzi, składne, przejrzyste. Spać poszedłem z o wiele lżejszym
sercem. Po tym wszystkim jeszcze jakiś czas zajęło mi zaakceptowanie siebie w
pełni. W końcu doszedłem do jedynego i, moim zdaniem, słusznego wniosku – że
nie powinienem się przejmować. Przecież dalej byłem sobą, z takim samym
charakterem, myśleniem i poglądem na świat i innych ludzi. Poszukałem informacji
w Internecie i dowiedziałem się, że orientacja seksualna to sprawa indywidualna
każdego człowieka i że nie można jej nabyć. Rodzimy się z nią i tacy już
jesteśmy. Niby wcześniej o tym wiedziałem, ale nie rozmyślałem o tym. W końcu
myślałem, że mnie to nie dotyczy.
Z Michiko utrzymuję kontakt do dzisiaj,
jednak tylko przez Internet. Moja przyjaciółka wyjechała za granicę na studia.
Pamiętam, kiedy poznałem ją z Kibą. Przez nasze głupie żarty dziewczyna
myślała, że Inuzuka to mój chłopak. Cóż, nie ona pierwsza i nie jedyna. Jednak
były to czysto kumpelskie przekomarzania, Kiba był hetero pełną gębą. Od razu
powiedziałem mu o swoim homoseksualizmie, stawiając wszystko na jedną kartę.
Wiedziałem, że jeśli mnie zaakceptuje, mamy szansę na zostanie przyjaciółmi.
Zaakceptował, mówiąc, że jego kuzyn jest gejem. Z roku nikt mnie nie
podejrzewał, wszyscy myśleli, że jestem hetero. Z wyjątkiem naszej paczki, im
powiedziałem dopiero po pewnym czasie. Reakcje były różne, ale koniec końców
wszyscy stwierdzili, że im to nie przeszkadza. Potem, kiedy się dowiedzieli, że
nie mam chłopaka i nigdy nie miałem, chcieli mi kogoś znaleźć. Kilka razy
wyciągnęli mnie nawet do gay-clubu! W środku oceniali innych facetów, wskazując
mi tych lepszych i sprawiających dobre wrażenie. Zbywałem to śmiechem. Nie
szukałem przypadkowego seksu. Chciałem związku z prawdziwego zdarzenia,
opartego i budowanego na zaufaniu i uczuciach, a nie na fascynacji cielesnej.
I w końcu stało się – spotkałem Sasuke.
Z czasem się zakochałem. Mimo całego chłodu i muru, którymi się otaczał, ja się
zakochałem. I nie miałem pojęcia, jak mógłbym dotrzeć do jego serca. Nigdy nie
zamieniliśmy ze sobą słowa. Nie wiedziałem nawet, jakiej jest orientacji.
Jednak byłem pewien, że to miłość. Na jego widok serce biło mi szybciej, a
humor stawał się jeszcze lepszy. Często zdarzało mi się na niego zapatrzeć. Ta
nieodwzajemniona miłość doskwierała mi coraz bardziej. Z jednej strony,
chciałem jakoś zmienić ten stan rzeczy, podejść do niego, porozmawiać. Z
drugiej strony, bałem się. Widziałem, jak zbywa każdego, kto się do niego
zbliżył choćby na moment. Nie podchodziłem, bo doskonale zdawałem sobie z tego
sprawę, że mimo iż jestem przygotowany na odtrącenie, to w gruncie rzeczy i tak
mnie to zaboli.
Wysiedliśmy z Kibą na naszym przystanku
i skierowaliśmy się do marketu nieopodal. Oprócz chleba brakowało nam wielu
innych produktów. Dziewczyny śmieją się, że jak facet mieszka sam, to w lodówce
można znaleźć tylko piwo. U nas trochę z prawdą się to mijało, bo piwo piliśmy
tylko podczas sesji lub na imprezach. Jednakże dziewczyny się śmiały, a my
wiedzieliśmy, że to nic fajnego, kiedy w brzuchu nagle zaburczy, a lodówka
świeci pustkami. Z Inuzuką staraliśmy się mieć zawsze chociaż chleb i jakiś
drzem.
- Dobra, wszystko mamy – mruknął Kiba,
trzymając w ręku siatkę z zakupami. Drugą trzymałem ja.
- No, to wracamy.
Powoli ruszyliśmy w stronę bloku. Kiedy
weszliśmy do mieszkania, zdjęliśmy buty i poszliśmy do kuchni, żeby rozpakować
zakupy. Potem zrobiliśmy obiad, zjedliśmy go, po czym zalegliśmy na kanapie
przed telewizorem. Obaj byliśmy wyjątkowo zmęczeni po dzisiejszym dniu.
______________________________
No, nowy rozdzialik. Pod poprzednim zapomniałam Wam o czymś wspomnieć. A mianowicie, Sasuke mieszka na czwartym piętrze. Jest tam wspomniane, że plotki, iż jest przeklęty, bo mieszka właśnie na piętrze o takim numerze, są związane z przesądem. Jednak nie jest wyjaśnione z jakim, a nie wszyscy o tym wiedzą. Otóż w Japonii przesąd na temat liczby 4 jest bardzo popularny. "Cztery" w j. japońskim zapisuje się m.in. jako "shi", a "shi" oznacza po japońsku również "śmierć". No, tyle ^^.
Dzisiaj, czekając po zajęciach na autobus wpadłam na pewien świetny pomysł, dzięki któremu Sasuke będzie miał jeszcze więcej powodów do strzelenia sobie w łeb XD. No, ale na razie nic nie zdradzę.
Rozdział chciałam dać w piątek, bo w piątek miałam urodziny, ale nie dałam rady go skończyć. W weekend to w ogóle nie miałam czasu pisać, więc rozdział skończyłam dzisiaj.
Poza tym, dostałam od kuzynki na urodziny książkę. Wiedziała, co mi dać XD. Pewnie dlatego, że w wakacje jej wspominałam, że kiedyś sobie kupię tę książkę lub wypożyczę, jeśli znajdę w jakiejś bibliotece. Dostałam "Historię Poszukiwacza Przyjemności" Richarda Masona. Dostałam wczoraj, wczoraj wieczorem zaczęłam czytać i.. cóż, nie wyspałam się przez tę książkę. Bo, jak na razie, jest świetna. No, także tego, polecam :)
KASIA BOGUSIA - dzięki, wena się przyda :). Szczególnie, że jesień, zimno, szaro, mokro, a to człowiek musi się jeszcze autobusem na uczelnię tłuc.
Lu - spokojnie, horroru z tego nie zrobię :P. Wyjaśnienie tych tajemniczych kroków będzie śmiesznie łatwe i oczywiste ;).
Życie Naru to jedno pasmo nieszczęść, jeśli chodzi o rodzinę. Żal mi biedaka. Potrzeba mu miłości rodziny, ale też i miłości kogoś do kogo tak wzdycha. To bolesne tak kochać kogoś, patrzeć nie niego, a nigdy nie zamienić z nim słowa. Dobrze, że Naru ma tak świetnych przyjaciół. Kiba jest super, a to "Stary, mówię ci, to prawdziwa kocica!" jak ja się z tego śmiałam. :D Ciekawy, humorystyczny i taki trochę melancholijny rozdział. Dzięki za niego, mam po nim uśmiech na twarzy. :*
OdpowiedzUsuńBiedny Naruto. Dzieciństwo, bez rodziców i rodziny… Jak mi go szkoda, ale jest silny i walczy o swoje marzenia, o siebie, nie poddaje się i jest świetną osobą. ;)
OdpowiedzUsuńMichiko. Dobrze, że mu powiedziała jak się sprawy mają ;P
No tak, najpierw zdobyć serce, a nie ciało. To podstawa związku ;)
Sasuke, taki niby zimny, ale każdy potrzebuje miłości. Naru głowa do góry. ^.^
Świetny rozdział - opisowy i przyjemny.
Dangerous Kind
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, taki z odrobina humoru, i melancholii, życie Naruto nigdy nie rozpieszczało, zwłaszcza jeśli chodzi o rodzinę, ale za to ma wspaniałych przyjaciół... a może zamieszka w tym budynku gdzie Sasuke, będzie bliżej swojego obiektu westchnień...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia