niedziela, 27 lipca 2014

4. Młotek

         Sasuke czuł się dziwnie. Po słowach Naruto czuł ogarniający go strach. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czego się boi, ale usilnie starał się to ignorować. Nie chciał tego. Minął tydzień od tamtej kłótni, a on postanowił ponownie wypełnić swoją zemstę. Z domu wymknie się w nocy, kiedy Naruto będzie już spał. A co do Naruto właśnie… Ten chyba sobie odpuścił. Wyglądało na to, że mówił prawdę, kiedy powiedział, że nie będzie go powstrzymywał. Nie próbował go zagadywać, ba, wręcz przeciwnie – w ogóle się do Uchihy nie odzywał. A Sasuke sam przed sobą, niechętnie, bo niechętnie, musiał przyznać, że było mu z tym ciężko. Brakowało mu uśmiechów Naruto, jego wesołych spojrzeń, treningów i zwykłej obecności. Blondyn unikał go, jak tylko mógł. Nie jedli razem posiłków, nie przebywali ze sobą. Przecież przed tą kłótnią nie mieszkali ze sobą długo, zaledwie kilka dni! Czy tyle wystarczyło, aby Sasuke zdążył się do tego przyzwyczaić i to… polubić? Aż się wzdrygnął na własne myśli. On niczego nie lubił. Gniewnym ruchem zamknął szafę, z której wyciągnął czyste ubrania. Po południu poszedł potrenować, więc teraz postanowił wziąć kąpiel.


         Czysty i ubrany zszedł do kuchni, żeby zjeść kolację. Zastał w niej Naruto, który akurat kończył po sobie zmywać. Nie reagując na obecność Uchihy w kuchni odstawił wszystko do szafek, po czym wyszedł, nawet na niego nie patrząc. Sasuke tylko prychnął cicho pod nosem, po czym wstawił wodę na herbatę i zaczął szykować sobie kanapki. Piętnaście minut później opuszczał kuchnię. Tym razem mi się uda, pomyślał pewnie.


         Nie udało się. Ponownie. Wściekły Sasuke przebywał właśnie w celi ANBU, tej samej, co poprzednio, która była na tyle duża, że jego klaustrofobia nie dawała o sobie znać. Poza tym przez kraty było widać długi korytarz i to dawało mu jako takie wrażenie przestrzeni. Złapali go strażnicy pilnujący domu Starszyzny. A przecież starał się być cicho! Ba, postarał się tak dobrze, że w ogóle nie było go słychać. Jednak doskonale wiedział, że strażnicy ANBU również byli bardzo dobrymi ninja, którzy potrafili się perfekcyjnie maskować i wyczuć każdego wroga. Po tym, jak tutaj trafił, został poinformowany, że Starszyzna do rana podejmie decyzję. Tym razem mu nie popuszczą, był tego pewien. Najprawdopodobniej zostanie skazany na śmierć. Tak będzie najlepiej.


         Ranek powitał mnie ciepłymi promieniami Słońca wpadającymi przez duże okno do mojej sypialni. Przewróciłem się na drugi bok i szczelniej owinąłem kołdrą. Miałem zamiar jeszcze trochę poleżeć w łóżku. Z drugiej strony musiałem opracować jakąś nową strategię. Naiwny plan, że jak będę olewał Sasuke, to ten sam w końcu do mnie zagada, jakoś nie przynosił rezultatów. Przez cały tydzień nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa. Tylko jak inaczej do niego dotrzeć? Nie miałem pojęcia. Może mnie olśni przy śniadaniu… Przeciągnąłem się i w tym momencie zaburczało mi w brzuchu. Wstałem i po ubraniu się poszedłem do łazienki, a po załatwieniu wszystkich potrzeb udałem się do kuchni. Zjadłem miskę płatków z mlekiem, zastanawiając się, gdzie jest Sasuke. Od tamtej kłótni na treningi chodziliśmy razem, ale każdy z nas trenował osobno. Tęskniłem za wspólnymi treningami, były takie… I wtedy mnie olśniło. Przecież to takie oczywiste! Zaproponuję mu dzisiaj wspólny trening. Powinien się zgodzić.


         Przeszukałem dosłownie cały dom, a po Sasuke nie było ani śladu. Pozwoliłem sobie nawet zajrzeć do jego pokoju, ale tam też go nie było. W ogrodzie też nie. Już miałem wychodzić z domu i szukać go po Wiosce, ale kiedy otworzyłem drzwi, stanąłem twarzą w twarz z Sakurą.
   - Naruto, Tsunade-sama wzywa cię do siebie – oznajmiła, a ja po tonie jej głosu i wyrazie twarzy wiedziałem, że nie jest dobrze. Czym prędzej udałem się do Hokage, a kiedy wparowałem do jej gabinetu bez pukania, od razu zapytałem:
   - Gdzie jest Sasuke?!
         Babunia spojrzała na mnie zrezygnowana.
   - Ponownie próbował zabić Starszyznę. Został skazany na śmierć.
         Zamarłem. Jaką śmierć, do cholery?! Co za kretyn!
   - Głupi Uchiha – warknąłem pod nosem, a zaraz potem usłyszałem głośny śmiech Kuramy.
   - Nie ująłbym tego lepiej, dzieciaku. No, dalej, ratuj mu ten jego szlachetny tyłek. A potem mu wpierdol za głupotę z pozdrowieniami ode mnie.
   - Zamknij się, Kurama. – Westchnąłem, po czym wybiegłem z gabinetu Hokage, kierując się w stronę siedziby ANBU. Przemykając po dachach byłem tam w dosyć krótkim czasie. Wparowałem do środka, nie przejmując się strażą.
   - Gdzie jest Starszyzna?! – warknąłem w stronę jednego z zamaskowanych mężczyzn. – Chcę z nimi rozmawiać w sprawie Uchihy.
   - Poinformowano mnie, że możesz się tu zjawić. Są pod jego celą, rozmawiają z nim.
         Potem podał mi kierunek, w którym mam się udać, a ja tam pobiegłem. Po chwili stanąłem za nimi. Sasuke stał w celi i patrzył na nich beznamiętnie, a oni prawili mu kazanie, które polegało na mieszaniu go z błotem. Przynajmniej tyle wywnioskowałem z usłyszanego zdania.
   - Nie możecie! – zawołałem, a cała trójka spojrzała na mnie zaskoczona.
   - Co ty tu robisz? – zapytała ta starucha, jak zwykle mrużąc oczy.
   - Nie możecie skazać Sasuke na śmierć.
   - Właśnie to zrobiliśmy, a ty nie masz prawa mówić nam, co mamy robić. Poza tym, tobie też należy się jakaś kara, miałeś go pilnować.
   - Spałem, do cholery! Waszym zdaniem mieliśmy spać w jednym łóżku przypięci kajdankami? Normalni jesteście? – Taaak… Nigdy nie byłem dla nich miły.
   - Szacunek, szczylu! – warknął ten staruch w okularach.
   - Zostawcie Naruto w spokoju, to moja wina i sam poniosę konsekwencje, również w jego imieniu – usłyszałem spokojny, beznamiętny głos Sasuke i spojrzałem na niego w szczerym zdziwieniu.
   - Słuchajcie – ponownie zwróciłem się do Starszyzny, postanawiając iść za ciosem. – Darujcie mu. Popełnił błąd, ale nie powinniście mu się dziwić. Wydaliście rozkaz Itachiemu, miał wybić całą swoją rodzinę. Zrozumcie więc nienawiść Sasuke w stosunku do was i puśćcie go wolno. Ostatni raz. Jeżeli znowu będzie próbował was zabić, ja za niego poręczę i wtedy ukarzecie mnie, nie jego. – Patrzyłem im twardo w oczy. Uchiha prychnął cicho, a ja poczułem chęć przywalenia mu. No bo ja się tu za nim wstawiam, a ten prycha! Dupek. Usłyszałem rechot Kuramy. On też był dupkiem.
   - Rozważymy twoje słowa i naszą ponowną decyzję ogłosimy wieczorem. Widzimy się w tym miejscu o dwudziestej – poinformowała mnie Koharu-sama, a ja odetchnąłem z ulgą. Wstąpiła we mnie nowa nadzieja. – A teraz wracaj do siebie.
         Skinąłem głową i wróciłem do domu. Zapowiadał się długi dzień.


         Sasuke zastanawiał się, na cholerę Naruto tu przylazł. No po co? Już nawet pogodził się z faktem śmierci, to uwolniłoby go od wszystkich problemów. A właściwie jednego problemu, który miał nawet imię. Naruto.
   - Kurwa! – zaklął, uderzając pięścią w ścianę. Znowu zainterweniował, znowu dał mu do zrozumienia, ile dla niego znaczy… A Sasuke, jak ostatni kretyn, nie mógł przejść obok tego obojętnie. No po prostu nie mógł! Dlaczego wtedy nie zamknął jadaczki i palnął, że poniesie karę również za Uzumakiego? Bez wątpienia dał mu tym nadzieję, o czym świadczyły słowa blondyna o tym, że jeżeli uwolnią Sasuke, to on będzie za niego odpowiedzialny nawet w kwestii kary.
   - Gorzej się chyba nie mogłem zakochać – mruknął ponuro, po czym otworzył szerzej oczy zaskoczony tym, co przed chwilą powiedział. Oczywiście, że zdawał sobie sprawę z własnych uczuć, już od dawna. Ale po raz pierwszy wypowiedział to, co czuł, na głos. Kochał tego młotka na długo przed tym, zanim odszedł z Wioski. To był jeden z powodów. Chciał uciec od tego uczucia, od Naruto. Wtedy wydawało mu się, że to tylko głupie, szczeniackie zauroczenie, w końcu był jeszcze dzieckiem. Co prawda, narażającym życie dla Konohy, zepsutym w środku, ale wciąż dzieckiem. Myślał, że mu minie. Nie minęło. Po tych pięciu latach uczucie było jeszcze silniejsze i domagało się, aby Naruto wiedział. Starał się nie myśleć o tym, że go kocha. Uchiha nie miał większych problemów z pogodzeniem się z myślą, że zakochał się w chłopaku. Zresztą, po całej Wiosce uganiały się za nim tłumy fanek, a on na żadną z nich nigdy nie zwrócił uwagi, na żadną z nich nie spojrzał przychylniej. Gorzej było z pogodzeniem się z myślą, że to właśnie Naruto. Naruto, który był jego przyjacielem. Naruto, który był zawsze uśmiechnięty. Naruto, który często go denerwował. Naruto, który był młotkiem. To przezwisko Sasuke nadał mu dawno temu. Odnosiło się ono do tego, jaki Uzumaki był. A był roztrzepany, lekkomyślny, nie grzeszył inteligencją, wszystko robił bez zastanowienia. No i miał ten cudowny uśmiech oraz równie cudowne, niebieskie oczy. Sasuke westchnął, osuwając się plecami po ścianie, by po chwili usiąść na zimnym betonie. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Przez cały czas, kiedy był poza Konohą, zdążył pogodzić się z faktem, że kocha Naruto. Jeżeli dzisiaj okaże się, że Uzumaki uratował mu życie, to będzie musiał z nim porozmawiać.


         Wieczór. Zamknąłem za sobą drzwi domu Uchihy, po czym udałem się w stronę siedziby ANBU. Drogę do celi Sasuke już znałem, więc nie musiałem pytać nikogo o drogę. Na miejscu zastałem już Starszyznę oraz Tsunade. Powód całego zamieszania siedział pod ścianą, a oczy miał zamknięte.
   - Rozważyliśmy twoje słowa – zaczął okularnik – i postanowiliśmy zmienić naszą decyzję. Twoja postawa i twoje słowa zrobiły na nas wrażenie. Pokazałeś, że jesteś w stanie chronić swoich przyjaciół nawet za cenę własnego życia. Nawet tych, którzy są zdrajcami. To postawa godna podziwu – skończył mówić, a ja uśmiechnąłem się szeroko.
   - Czyli, że go wypuszczacie? – zapytałem tak dla pewności.
   - Tak.
   - Super! To mogę go już zabrać?
         Usłyszałem trzy zgodne, zrezygnowane westchnienia.
   - Tak, możesz. Tutaj masz klucz. I uważaj na siebie, Naruto. – Tsunade dała mi klucz do celi, po czym poklepała po ramieniu, uśmiechając się lekko. – Znowu ci się udało. – Po tych słowach wyszła wraz ze Starszyzną. Nie zwlekając, otworzyłem celę.
   - Idziemy, draniu. I lepiej, żebyś mi nie stawiał oporu, bo tak ci dupę skopię, że przez tydzień nie usiądziesz. Uratowałem ci tyłek, więc bez gadania masz ze mną wrócić do domu i wreszcie zacząć się do mnie odzywać. Wiesz, jakie to wkurwiające mieszkać z kimś takim jak ty?
   - To ty postanowiłeś mnie olać – zauważył uprzejmie Sasuke, a ja aż nadąłem policzki ze złości. Co za dupek!
   - Znowu masz rację.
   - Zamknij się, Kurama.
   - Często mi to ostatnio powtarzasz.
         Uchiha minął mnie w drzwiach, a ja poszedłem za nim, po drodze oddając klucz strażnikowi.
   - To był plan. Myślałem, że jak będę cię zlewał, to w końcu sam do mnie przyjdziesz. Ale nie! Szanowny pan Uchiha zawsze musi unosić się dumą.
   - Nigdy nie byłeś dobry w myśleniu.
         Co za… co za… KRETYN!
   - Wiesz co? Nienawidzę cię! – krzyknąłem, po czym przyspieszyłem kroku, zostawiając go w tyle. Znowu było mi przykro z jego powodu. Tyłek mu ratuję, a co słyszę? Nie, nie żadne pieprzone „dziękuję”, tylko obelgi pod moim adresem! Wszedłem do domu, porządnie trzaskając drzwiami, aż zadźwięczały szyby w oknach. Poszedłem do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko, twarz ukrywając w poduszce. Miałem ochotę coś rozwalić. Niedługo później usłyszałem pukanie do drzwi. Zignorowałem je. Za drugim razem też. I za trzecim. W końcu Uchiha wszedł do pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Poczułem, jak materac ugina się pod jego ciężarem, kiedy usiadł na łóżku.
   - Przepraszam. – Usłyszałem. Że co? Uchiha mnie przeprasza?
   - Za to, że jesteś takim dupkiem? – burknąłem w poduszkę.
   - Za to też. Ale też za to, że byłem dla ciebie niemiły. – Westchnął głośno. Usiadłem na łóżku po turecku i spojrzałem na niego. Siedział na skraju materaca, patrząc na mnie jakoś tak… niepewnie? Nieee, pewnie mi się zdaje. – Zabijesz mnie, kiedy powiem, że to ty od razu na mnie naskoczyłeś?
   - Huh? – Zamrugałem zaskoczony. – To dlatego, że chciałem cię jakoś sprowokować do odezwania się do mnie. A ten sposób wydawał mi się najlepszy… Poza tym, kiedy rano tak wspaniałomyślnie oznajmiłem tej dwójce staruchów, że to mnie będą mogli ukarać, kiedy znowu coś wywiniesz, to tylko prychnąłeś.
         O tak, cały dzień chodziłem nabuzowany przez Uchihę. Cały dzień miałem ochotę coś rozpieprzyć. Dlatego na niego naskoczyłem, mimo radości, że Starszyzna zmieniła decyzję.
   - Skoro nazywasz się moim przyjacielem, powinieneś wiedzieć, że taki już jestem.
   - Nieprawda! – zaprzeczyłem. – Nie jesteś taki. To tylko maska. Zresztą… Jak to wszystko, co masz mi do powiedzenia, to możesz już iść. Jestem zmęczony.
   - Chciałem cię również przeprosić za to, co powiedziałem wtedy na polu treningowym. Nie uważam tak.
         Zapadła długa chwila ciszy.
   - Więc uważasz mnie za przyjaciela? – zapytałem z wahaniem. Przytaknął ruchem głowy, odwracając wzrok. Uśmiechnąłem się. – Dzięki. Miło to słyszeć.
   - I już w porządku? – zapytał zaskoczony. Emocje u Sasuke to była dla mnie nowość, więc z zaciekawieniem obserwowałem jego twarz.
   - Tak. Tyle mi wystarczy. Ale obiecaj mi jedno.
   - Co?
   - Już nie będziesz próbował się mścić.
   - Zgoda – mruknął. Tak od razu? Coś za łatwo poszło.
   - Ale na pewno?
   - Nie mam na to ochoty.
   - Jesteś pewien?
   - Tak.
   - Więc dlaczego próbowałeś tego dwa razy?
         Wykorzystywałem to, że Sasuke rozmawia ze mną szczerze i tak otwarcie. Na chwilę zamilkł, a potem wstał.
   - Chodź, napijemy się herbaty. Jestem ci winien wyjaśnienia. – I wyszedł. Przez chwilę siedziałem zaskoczony, a po chwili podniosłem się z łóżka i poszedłem do kuchni. Usiadłem przy stole, patrząc na plecy Uchihy, który przygotowywał herbatę. Po kilku minutach obaj siedzieliśmy naprzeciw siebie, a przed nami stały nasze kubki. Wpatrywałem się intensywnie w Sasuke, a on patrzył za okno. Czekałem.
   - Kiedy dowiedziałem się, że wybicie klanu było misją Itachiego, byłem wściekły – zaczął. – Myślałem wtedy tylko o tym, że Wioska zabrała mi rodzinę i zniszczyła dzieciństwo. Ba, zniszczyła mi całe życie. Byłem wściekły, rozdrażniony, zawiedziony i wtedy nie widziałem innego rozwiązania. Tylko zemsta wchodziła w grę. Ale z każdym krokiem zbliżającym mnie do Konohy zdawałem sobie sprawę, że to nie tego chcę. Chciałem spokoju… Przez tyle lat żyłem chęcią zemsty. Chciałem po prostu odpocząć, jednak życie, jakie wiodłem, mi na to nie pozwalało. Wędrówka męczy. Dlatego, kiedy przybyłem do Konohy, nie zabrałem się za realizowanie swojego planu od razu. Wmawiałem sobie, że muszę odpocząć, nabrać sił, a przecież po wejściu do domu wziąłem się za porządki. A na drugi dzień wyszedłem zaraz po zmierzchu, na ulicach byli jeszcze ludzie. Wiedziałem, że Starszyzna ma doskonałą straż. Nie wziąłem Juugo, Karin i Suigetsu, wmawiając sobie, że nie są mi potrzebni, że sam jestem wystarczająco silny. Wtedy naprawdę tak myślałem. Dopiero po naszej kłótni uświadomiłem sobie, że się okłamywałem. Tak naprawdę podświadomie dążyłem do tego, żeby mnie złapali i zabili. Wtedy wszystkie moje problemy nie miałyby żadnego znaczenia. Dlatego zaatakowałem drugi raz, żeby mieć pewność, że tym razem na pewno mnie zabiją. I wtedy zjawiłeś się ty i z tą tylko sobie znaną prostotą uratowałeś mnie. Wiesz, co sobie wtedy uświadomiłem? Uświadomiłem sobie, że tak naprawdę nie chcę umierać, jeśli do końca życia miałbym mieszkać z tobą. Wiem, że pewnie za niedługo Tsunade zwolni cię z pilnowania mnie… Chociaż teraz to może nie być tak niedługo po moim wczorajszym wybryku. Nawet, jeśli nie będziemy mieszkać już razem, to w dalszym ciągu będę miał w tobie przyjaciela. Na początku bałem się tego, że możesz wprowadzić do mojego życia światło, dlatego byłem niezadowolony, kiedy Piąta powiedziała mi, że będziesz ze mną mieszkał. Żyłem w mroku i było mi tam dobrze. A przynajmniej tak mi się wydawało. Tobie wystarczyły trzy dni, żeby zacząć odganiać ten mrok.
         Skończył, dopiero teraz przenosząc na mnie spojrzenie. Siedziałem oniemiały, myśląc o tym, że w tym momencie jego oczy wyrażały tyle uczuć. Naprawdę byłem dla niego aż tak ważny? Cholera, nawet nie podejrzewałem, że w jego głowie krążą takie myśli… To dlatego był dla mnie taki oschły – zwyczajnie się bał. Teraz wszystko rozumiałem. Uśmiechnąłem się szeroko do Sasuke.
   - Dziękuję, że się ze mną tym wszystkim podzieliłeś. Nie podejrzewałem nawet, że jestem dla ciebie aż tak ważny. Wiesz, Sasuke… Jesteś moim przyjacielem, takim najlepszym. I od razu, kiedy tylko dostałem misję pilnowania cię, zacząłem realizować mój plan odkrycia prawdziwego ciebie. Tego normalnego Sasuke. Tego, którego czasem widziałem w twoich najdrobniejszych gestach. – Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, a Uchiha w milczeniu wpatrywał się we mnie. Po chwili odchrząknął, wstając od stołu i zgarniając nasze puste kubki.
   - Młotek – mruknął pod nosem, a ja roześmiałem się głośno. Wstałem i podszedłem do niego, po czym zabrałem mu naczynia z rąk i odstawiłem je do zlewu. Przytuliłem go mocno. Od dawna miałem na to ochotę. Właściwie od momentu, kiedy się tutaj znalazł.
   - A ty jesteś draniem. – Nie skomentowałem tego, że zamarł w moich ramionach. Wiedziałem, że nie był przyzwyczajony do takich gestów. – Cieszę się, że jesteś. – Puściłem go, po czym ostatni raz błysnąłem zębami i poszedłem do salonu. Sasuke dołączył do mnie po kilku minutach, siadając obok na kanapie z książką w ręku.
______________________________
No, myślałam, że dzisiaj nie skończę rozdziału, ale jednak dałam radę. Zauważyłam, że mimo że mam wakacje, to brakuje mi na wszystko czasu. Ale co się dziwić, jak ja zawsze robię tysiąc rzeczy naraz.. Albo się zwyczajnie opierdalam, jak mi się nic nie chce. Przeważnie wtedy czytam, ale czasami nawet i na to nie mam ochoty. Jednak nie powinnam narzekać.. Od października znowu studia, zaczną się projekty, a dwie sesje będą dwoma miesiącami wyciętymi z życia. Wtedy dopiero zacznie się marudzenie, że na nic nie mam czasu. Ale się opłaca, bo średnia powyżej 4.0 może zaowocować przyznaniem stypendium naukowego, a trochę kasy zawsze się przecież przyda. I taka mała rada - jeżeli jakiś przyszły Maturzysta czyta to, co teraz piszę: Matura to pikuś, więc nie przejmujcie się aż tak bardzo. Sesja jest tysiąc razy gorsza. ^^
Prawdziwy motyw działań Sasuke zaplanowany był, oczywiście, od początku, ale nie chciałam wszystkiego od razu zdradzać. Dlatego też pisanie w osobie trzeciej mi to ułatwiało :). Zresztą, Naruto i tak wciąż nie wie o najważniejszej rzeczy. Ale się dowie, w swoim czasie ;).

Lu - jak widać, Sasuke coś zrobił, coś głupiego, ale koniec końców wyszło mu to na dobre :).
Frio Hamaguri - szczerze mówiąc, ten motyw snu nie był planowany, wpadł mi tak jakoś po drodze i wyjść nie chciał, no to musiałam przygarnąć. Jak widać, wyszło na dobre :). Na Twojego bloga już zajrzałam, ale z czytaniem trochę poczekam, bo na razie chcę skończyć pewne opowiadanie, które czytam od dłuższego czasu. Jednak widziałam, że będę miała co czytać i bardzo mnie to cieszy :). Pewnie już niedługo zacznę czytać, bo z obecnie czytanym opowiadaniem zbliżam się powoli do końca ;).




3 komentarze:

  1. Przeczytałam, dodam komentarz rano z kompa, bo nie chce mi się skopiować z notatnika, pisałam go w trakcie czytania.

    Lu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę ten komentarz na bieżąco w czasie czytania tekstu. Jakoś przyszła mi na to ochota, więc sama nie wiem co tam zawrę. Mogą być różne dziwy, ot, co. Zaczynam:
      Ha! Polubił go, przyzwyczaił się. Hue hue hue. Ryknęłam śmiechem kiedy znów wybrał się zabić starszyznę, a znów znalazł się w celi ANBU.
      No, ale właśnie przestałam się śmiać na wspomnienie, że prawdopodobnie zostanie skazany na śmierć. Buuuuu. Tak na pewno nie będzie najlepiej Sasu. :(
      Pędź Naru ratować Sasu, pędź pięknooki. :D Ale już go tak po prostu skazali na śmierć? No ja rozumiem co chciał im zrobić i mam ochotę mu za to wpierxxxxx (cenzura), ale żeby tak po prostu skazać go bez obrony? A co oni tacy święci? Ech. Z drugiej strony widać, że Sas w ogóle się nie chce bronić.
      Ej no, Naruś, mogliście spać w jednym łóżku przypięci kajdankami, a najlepiej jeden z was - nie miałabym nic przeciw temu - a najlepiej to bez spania. *brudne myśli*
      Wiedziałam, że go kocha! Cud, miód i orzeszki. Szkoda tylko, że tak się męczył przez te lata. Och, Naruto nawet nie wie ile to przytulenie oznaczało dla Sasuke. Słodkie to było. ^^
      Dobrze, że Sasu powiedział mu o wszystkim, no prawie powiedział, bo zostało to jedno wyznanie, ale na nie przyjdzie dobry moment. Ciekawi mnie jak Naruś zareaguje. Wszystko się może wtedy wydarzyć.

      Weny. :*

      Usuń
  2. Witam,
    Sasuke przed samym sobą przyznał, ze kocha Naruto, ponownie próbował zabić starszyznę i ponownie sam Naruto go uratował, chociaż teraz to wyjaśnili sobie wszystko...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń