Sasuke
czuł się dziwnie. Po słowach Naruto czuł ogarniający go strach. Doskonale
zdawał sobie sprawę z tego, czego się boi, ale usilnie starał się to ignorować.
Nie chciał tego. Minął tydzień od tamtej kłótni, a on postanowił ponownie
wypełnić swoją zemstę. Z domu wymknie się w nocy, kiedy Naruto będzie już spał.
A co do Naruto właśnie… Ten chyba sobie odpuścił. Wyglądało na to, że mówił
prawdę, kiedy powiedział, że nie będzie go powstrzymywał. Nie próbował go
zagadywać, ba, wręcz przeciwnie – w ogóle się do Uchihy nie odzywał. A Sasuke
sam przed sobą, niechętnie, bo niechętnie, musiał przyznać, że było mu z tym
ciężko. Brakowało mu uśmiechów Naruto, jego wesołych spojrzeń, treningów i
zwykłej obecności. Blondyn unikał go, jak tylko mógł. Nie jedli razem posiłków,
nie przebywali ze sobą. Przecież przed tą kłótnią nie mieszkali ze sobą długo,
zaledwie kilka dni! Czy tyle wystarczyło, aby Sasuke zdążył się do tego
przyzwyczaić i to… polubić? Aż się wzdrygnął na własne myśli. On niczego nie
lubił. Gniewnym ruchem zamknął szafę, z której wyciągnął czyste ubrania. Po
południu poszedł potrenować, więc teraz postanowił wziąć kąpiel.
Czysty
i ubrany zszedł do kuchni, żeby zjeść kolację. Zastał w niej Naruto, który
akurat kończył po sobie zmywać. Nie reagując na obecność Uchihy w kuchni
odstawił wszystko do szafek, po czym wyszedł, nawet na niego nie patrząc.
Sasuke tylko prychnął cicho pod nosem, po czym wstawił wodę na herbatę i zaczął
szykować sobie kanapki. Piętnaście minut później opuszczał kuchnię. Tym razem mi się uda, pomyślał pewnie.
Nie
udało się. Ponownie. Wściekły Sasuke przebywał właśnie w celi ANBU, tej samej,
co poprzednio, która była na tyle duża, że jego klaustrofobia nie dawała o
sobie znać. Poza tym przez kraty było widać długi korytarz i to dawało mu jako
takie wrażenie przestrzeni. Złapali go strażnicy pilnujący domu Starszyzny. A
przecież starał się być cicho! Ba, postarał się tak dobrze, że w ogóle nie było
go słychać. Jednak doskonale wiedział, że strażnicy ANBU również byli bardzo
dobrymi ninja, którzy potrafili się perfekcyjnie maskować i wyczuć każdego
wroga. Po tym, jak tutaj trafił, został poinformowany, że Starszyzna do rana
podejmie decyzję. Tym razem mu nie popuszczą, był tego pewien. Najprawdopodobniej
zostanie skazany na śmierć. Tak będzie
najlepiej.
Ranek
powitał mnie ciepłymi promieniami Słońca wpadającymi przez duże okno do mojej
sypialni. Przewróciłem się na drugi bok i szczelniej owinąłem kołdrą. Miałem
zamiar jeszcze trochę poleżeć w łóżku. Z drugiej strony musiałem opracować
jakąś nową strategię. Naiwny plan, że jak będę olewał Sasuke, to ten sam w
końcu do mnie zagada, jakoś nie przynosił rezultatów. Przez cały tydzień nie
zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa. Tylko jak inaczej do niego dotrzeć? Nie
miałem pojęcia. Może mnie olśni przy śniadaniu… Przeciągnąłem się i w tym
momencie zaburczało mi w brzuchu. Wstałem i po ubraniu się poszedłem do
łazienki, a po załatwieniu wszystkich potrzeb udałem się do kuchni. Zjadłem
miskę płatków z mlekiem, zastanawiając się, gdzie jest Sasuke. Od tamtej kłótni
na treningi chodziliśmy razem, ale każdy z nas trenował osobno. Tęskniłem za
wspólnymi treningami, były takie… I wtedy mnie olśniło. Przecież to takie
oczywiste! Zaproponuję mu dzisiaj wspólny trening. Powinien się zgodzić.
Przeszukałem
dosłownie cały dom, a po Sasuke nie było ani śladu. Pozwoliłem sobie nawet
zajrzeć do jego pokoju, ale tam też go nie było. W ogrodzie też nie. Już miałem
wychodzić z domu i szukać go po Wiosce, ale kiedy otworzyłem drzwi, stanąłem
twarzą w twarz z Sakurą.
- Naruto, Tsunade-sama wzywa cię do siebie – oznajmiła, a ja po tonie
jej głosu i wyrazie twarzy wiedziałem, że nie jest dobrze. Czym prędzej udałem
się do Hokage, a kiedy wparowałem do jej gabinetu bez pukania, od razu
zapytałem:
- Gdzie jest Sasuke?!
Babunia
spojrzała na mnie zrezygnowana.
- Ponownie próbował zabić Starszyznę. Został skazany na śmierć.
Zamarłem.
Jaką śmierć, do cholery?! Co za kretyn!
- Głupi Uchiha – warknąłem pod nosem, a zaraz potem usłyszałem głośny
śmiech Kuramy.
- Nie ująłbym tego lepiej, dzieciaku. No, dalej, ratuj mu ten jego
szlachetny tyłek. A potem mu wpierdol za głupotę z pozdrowieniami ode mnie.
- Zamknij się, Kurama. – Westchnąłem, po czym wybiegłem z gabinetu
Hokage, kierując się w stronę siedziby ANBU. Przemykając po dachach byłem tam w
dosyć krótkim czasie. Wparowałem do środka, nie przejmując się strażą.
- Gdzie jest Starszyzna?! – warknąłem w stronę jednego z zamaskowanych
mężczyzn. – Chcę z nimi rozmawiać w sprawie Uchihy.
- Poinformowano mnie, że możesz się tu zjawić. Są pod jego celą,
rozmawiają z nim.
Potem
podał mi kierunek, w którym mam się udać, a ja tam pobiegłem. Po chwili
stanąłem za nimi. Sasuke stał w celi i patrzył na nich beznamiętnie, a oni
prawili mu kazanie, które polegało na mieszaniu go z błotem. Przynajmniej tyle
wywnioskowałem z usłyszanego zdania.
- Nie możecie! – zawołałem, a cała trójka spojrzała na mnie zaskoczona.
- Co ty tu robisz? – zapytała ta starucha, jak zwykle mrużąc oczy.
- Nie możecie skazać Sasuke na śmierć.
- Właśnie to zrobiliśmy, a ty nie masz prawa mówić nam, co mamy robić.
Poza tym, tobie też należy się jakaś kara, miałeś go pilnować.
- Spałem, do cholery! Waszym zdaniem mieliśmy spać w jednym łóżku
przypięci kajdankami? Normalni jesteście? – Taaak… Nigdy nie byłem dla nich
miły.
- Szacunek, szczylu! – warknął ten staruch w okularach.
- Zostawcie Naruto w spokoju, to moja wina i sam poniosę konsekwencje,
również w jego imieniu – usłyszałem spokojny, beznamiętny głos Sasuke i
spojrzałem na niego w szczerym zdziwieniu.
- Słuchajcie – ponownie zwróciłem się do Starszyzny, postanawiając iść
za ciosem. – Darujcie mu. Popełnił błąd, ale nie powinniście mu się dziwić.
Wydaliście rozkaz Itachiemu, miał wybić całą swoją rodzinę. Zrozumcie więc
nienawiść Sasuke w stosunku do was i puśćcie go wolno. Ostatni raz. Jeżeli
znowu będzie próbował was zabić, ja za niego poręczę i wtedy ukarzecie mnie,
nie jego. – Patrzyłem im twardo w oczy. Uchiha prychnął cicho, a ja poczułem
chęć przywalenia mu. No bo ja się tu za nim wstawiam, a ten prycha! Dupek.
Usłyszałem rechot Kuramy. On też był dupkiem.
- Rozważymy twoje słowa i naszą ponowną decyzję ogłosimy wieczorem.
Widzimy się w tym miejscu o dwudziestej – poinformowała mnie Koharu-sama, a ja
odetchnąłem z ulgą. Wstąpiła we mnie nowa nadzieja. – A teraz wracaj do siebie.
Skinąłem
głową i wróciłem do domu. Zapowiadał się długi dzień.
Sasuke
zastanawiał się, na cholerę Naruto tu przylazł. No po co? Już nawet pogodził
się z faktem śmierci, to uwolniłoby go od wszystkich problemów. A właściwie
jednego problemu, który miał nawet imię. Naruto.
- Kurwa! – zaklął, uderzając pięścią w ścianę. Znowu zainterweniował, znowu
dał mu do zrozumienia, ile dla niego znaczy… A Sasuke, jak ostatni kretyn, nie
mógł przejść obok tego obojętnie. No po prostu nie mógł! Dlaczego wtedy nie
zamknął jadaczki i palnął, że poniesie karę również za Uzumakiego? Bez
wątpienia dał mu tym nadzieję, o czym świadczyły słowa blondyna o tym, że
jeżeli uwolnią Sasuke, to on będzie za niego odpowiedzialny nawet w kwestii
kary.
- Gorzej się chyba nie mogłem zakochać – mruknął ponuro, po czym
otworzył szerzej oczy zaskoczony tym, co przed chwilą powiedział. Oczywiście,
że zdawał sobie sprawę z własnych uczuć, już od dawna. Ale po raz pierwszy
wypowiedział to, co czuł, na głos. Kochał tego młotka na długo przed tym, zanim
odszedł z Wioski. To był jeden z powodów. Chciał uciec od tego uczucia, od
Naruto. Wtedy wydawało mu się, że to tylko głupie, szczeniackie zauroczenie, w
końcu był jeszcze dzieckiem. Co prawda, narażającym życie dla Konohy, zepsutym
w środku, ale wciąż dzieckiem. Myślał, że mu minie. Nie minęło. Po tych pięciu
latach uczucie było jeszcze silniejsze i domagało się, aby Naruto wiedział.
Starał się nie myśleć o tym, że go kocha. Uchiha nie miał większych problemów z
pogodzeniem się z myślą, że zakochał się w chłopaku. Zresztą, po całej Wiosce
uganiały się za nim tłumy fanek, a on na żadną z nich nigdy nie zwrócił uwagi,
na żadną z nich nie spojrzał przychylniej. Gorzej było z pogodzeniem się z
myślą, że to właśnie Naruto. Naruto, który był jego przyjacielem. Naruto, który
był zawsze uśmiechnięty. Naruto, który często go denerwował. Naruto, który był
młotkiem. To przezwisko Sasuke nadał mu dawno temu. Odnosiło się ono do tego,
jaki Uzumaki był. A był roztrzepany, lekkomyślny, nie grzeszył inteligencją,
wszystko robił bez zastanowienia. No i miał ten cudowny uśmiech oraz równie
cudowne, niebieskie oczy. Sasuke westchnął, osuwając się plecami po ścianie, by
po chwili usiąść na zimnym betonie. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi.
Przez cały czas, kiedy był poza Konohą, zdążył pogodzić się z faktem, że kocha
Naruto. Jeżeli dzisiaj okaże się, że Uzumaki uratował mu życie, to będzie
musiał z nim porozmawiać.
Wieczór.
Zamknąłem za sobą drzwi domu Uchihy, po czym udałem się w stronę siedziby ANBU.
Drogę do celi Sasuke już znałem, więc nie musiałem pytać nikogo o drogę. Na
miejscu zastałem już Starszyznę oraz Tsunade. Powód całego zamieszania siedział
pod ścianą, a oczy miał zamknięte.
- Rozważyliśmy twoje słowa – zaczął okularnik – i postanowiliśmy zmienić
naszą decyzję. Twoja postawa i twoje słowa zrobiły na nas wrażenie. Pokazałeś,
że jesteś w stanie chronić swoich przyjaciół nawet za cenę własnego życia.
Nawet tych, którzy są zdrajcami. To postawa godna podziwu – skończył mówić, a
ja uśmiechnąłem się szeroko.
- Czyli, że go wypuszczacie? – zapytałem tak dla pewności.
- Tak.
- Super! To mogę go już zabrać?
Usłyszałem
trzy zgodne, zrezygnowane westchnienia.
- Tak, możesz. Tutaj masz klucz. I uważaj na siebie, Naruto. – Tsunade
dała mi klucz do celi, po czym poklepała po ramieniu, uśmiechając się lekko. –
Znowu ci się udało. – Po tych słowach wyszła wraz ze Starszyzną. Nie zwlekając,
otworzyłem celę.
- Idziemy, draniu. I lepiej, żebyś mi nie stawiał oporu, bo tak ci dupę
skopię, że przez tydzień nie usiądziesz. Uratowałem ci tyłek, więc bez gadania
masz ze mną wrócić do domu i wreszcie zacząć się do mnie odzywać. Wiesz, jakie
to wkurwiające mieszkać z kimś takim jak ty?
- To ty postanowiłeś mnie olać – zauważył uprzejmie Sasuke, a ja aż
nadąłem policzki ze złości. Co za dupek!
- Znowu masz rację.
- Zamknij się, Kurama.
- Często mi to ostatnio powtarzasz.
Uchiha
minął mnie w drzwiach, a ja poszedłem za nim, po drodze oddając klucz
strażnikowi.
- To był plan. Myślałem, że jak będę cię zlewał, to w końcu sam do mnie
przyjdziesz. Ale nie! Szanowny pan Uchiha zawsze musi unosić się dumą.
- Nigdy nie byłeś dobry w myśleniu.
Co
za… co za… KRETYN!
- Wiesz co? Nienawidzę cię! – krzyknąłem, po czym przyspieszyłem kroku,
zostawiając go w tyle. Znowu było mi przykro z jego powodu. Tyłek mu ratuję, a
co słyszę? Nie, nie żadne pieprzone „dziękuję”, tylko obelgi pod moim adresem!
Wszedłem do domu, porządnie trzaskając drzwiami, aż zadźwięczały szyby w
oknach. Poszedłem do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko, twarz ukrywając w
poduszce. Miałem ochotę coś rozwalić. Niedługo później usłyszałem pukanie do
drzwi. Zignorowałem je. Za drugim razem też. I za trzecim. W końcu Uchiha
wszedł do pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Poczułem, jak materac ugina
się pod jego ciężarem, kiedy usiadł na łóżku.
-
Przepraszam. – Usłyszałem. Że co? Uchiha mnie przeprasza?
- Za to, że jesteś takim dupkiem? – burknąłem w poduszkę.
- Za to też. Ale też za to, że byłem dla ciebie niemiły. – Westchnął
głośno. Usiadłem na łóżku po turecku i spojrzałem na niego. Siedział na skraju
materaca, patrząc na mnie jakoś tak… niepewnie? Nieee, pewnie mi się zdaje. –
Zabijesz mnie, kiedy powiem, że to ty od razu na mnie naskoczyłeś?
- Huh? – Zamrugałem zaskoczony. – To dlatego, że chciałem cię jakoś
sprowokować do odezwania się do mnie. A ten sposób wydawał mi się najlepszy…
Poza tym, kiedy rano tak wspaniałomyślnie oznajmiłem tej dwójce staruchów, że
to mnie będą mogli ukarać, kiedy znowu coś wywiniesz, to tylko prychnąłeś.
O
tak, cały dzień chodziłem nabuzowany przez Uchihę. Cały dzień miałem ochotę coś
rozpieprzyć. Dlatego na niego naskoczyłem, mimo radości, że Starszyzna zmieniła
decyzję.
- Skoro nazywasz się moim przyjacielem, powinieneś wiedzieć, że taki już
jestem.
- Nieprawda! – zaprzeczyłem. – Nie jesteś taki. To tylko maska. Zresztą…
Jak to wszystko, co masz mi do powiedzenia, to możesz już iść. Jestem zmęczony.
- Chciałem cię również przeprosić za to, co powiedziałem wtedy na polu
treningowym. Nie uważam tak.
Zapadła
długa chwila ciszy.
- Więc uważasz mnie za przyjaciela? – zapytałem z wahaniem. Przytaknął
ruchem głowy, odwracając wzrok. Uśmiechnąłem się. – Dzięki. Miło to słyszeć.
- I już w porządku? – zapytał zaskoczony. Emocje u Sasuke to była dla
mnie nowość, więc z zaciekawieniem obserwowałem jego twarz.
- Tak. Tyle mi wystarczy. Ale obiecaj mi jedno.
- Co?
- Już nie będziesz próbował się mścić.
- Zgoda – mruknął. Tak od razu? Coś za łatwo poszło.
- Ale na pewno?
- Nie mam na to ochoty.
- Jesteś pewien?
- Tak.
- Więc dlaczego próbowałeś tego dwa razy?
Wykorzystywałem
to, że Sasuke rozmawia ze mną szczerze i tak otwarcie. Na chwilę zamilkł, a
potem wstał.
- Chodź, napijemy się herbaty. Jestem ci winien wyjaśnienia. – I
wyszedł. Przez chwilę siedziałem zaskoczony, a po chwili podniosłem się z łóżka
i poszedłem do kuchni. Usiadłem przy stole, patrząc na plecy Uchihy, który
przygotowywał herbatę. Po kilku minutach obaj siedzieliśmy naprzeciw siebie, a
przed nami stały nasze kubki. Wpatrywałem się intensywnie w Sasuke, a on
patrzył za okno. Czekałem.
- Kiedy dowiedziałem się, że wybicie klanu było misją Itachiego, byłem
wściekły – zaczął. – Myślałem wtedy tylko o tym, że Wioska zabrała mi rodzinę i
zniszczyła dzieciństwo. Ba, zniszczyła mi całe życie. Byłem wściekły,
rozdrażniony, zawiedziony i wtedy nie widziałem innego rozwiązania. Tylko
zemsta wchodziła w grę. Ale z każdym krokiem zbliżającym mnie do Konohy
zdawałem sobie sprawę, że to nie tego chcę. Chciałem spokoju… Przez tyle lat
żyłem chęcią zemsty. Chciałem po prostu odpocząć, jednak życie, jakie wiodłem,
mi na to nie pozwalało. Wędrówka męczy. Dlatego, kiedy przybyłem do Konohy, nie
zabrałem się za realizowanie swojego planu od razu. Wmawiałem sobie, że muszę
odpocząć, nabrać sił, a przecież po wejściu do domu wziąłem się za porządki. A
na drugi dzień wyszedłem zaraz po zmierzchu, na ulicach byli jeszcze ludzie.
Wiedziałem, że Starszyzna ma doskonałą straż. Nie wziąłem Juugo, Karin i
Suigetsu, wmawiając sobie, że nie są mi potrzebni, że sam jestem wystarczająco
silny. Wtedy naprawdę tak myślałem. Dopiero po naszej kłótni uświadomiłem
sobie, że się okłamywałem. Tak naprawdę podświadomie dążyłem do tego, żeby mnie
złapali i zabili. Wtedy wszystkie moje problemy nie miałyby żadnego znaczenia.
Dlatego zaatakowałem drugi raz, żeby mieć pewność, że tym razem na pewno mnie
zabiją. I wtedy zjawiłeś się ty i z tą tylko sobie znaną prostotą uratowałeś
mnie. Wiesz, co sobie wtedy uświadomiłem? Uświadomiłem sobie, że tak naprawdę
nie chcę umierać, jeśli do końca życia miałbym mieszkać z tobą. Wiem, że pewnie
za niedługo Tsunade zwolni cię z pilnowania mnie… Chociaż teraz to może nie być
tak niedługo po moim wczorajszym wybryku. Nawet, jeśli nie będziemy mieszkać
już razem, to w dalszym ciągu będę miał w tobie przyjaciela. Na początku bałem
się tego, że możesz wprowadzić do mojego życia światło, dlatego byłem
niezadowolony, kiedy Piąta powiedziała mi, że będziesz ze mną mieszkał. Żyłem w
mroku i było mi tam dobrze. A przynajmniej tak mi się wydawało. Tobie
wystarczyły trzy dni, żeby zacząć odganiać ten mrok.
Skończył,
dopiero teraz przenosząc na mnie spojrzenie. Siedziałem oniemiały, myśląc o
tym, że w tym momencie jego oczy wyrażały tyle uczuć. Naprawdę byłem dla niego
aż tak ważny? Cholera, nawet nie podejrzewałem, że w jego głowie krążą takie
myśli… To dlatego był dla mnie taki oschły – zwyczajnie się bał. Teraz wszystko
rozumiałem. Uśmiechnąłem się szeroko do Sasuke.
- Dziękuję, że się ze mną tym wszystkim podzieliłeś. Nie podejrzewałem
nawet, że jestem dla ciebie aż tak ważny. Wiesz, Sasuke… Jesteś moim
przyjacielem, takim najlepszym. I od razu, kiedy tylko dostałem misję
pilnowania cię, zacząłem realizować mój plan odkrycia prawdziwego ciebie. Tego
normalnego Sasuke. Tego, którego czasem widziałem w twoich najdrobniejszych
gestach. – Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, a Uchiha w milczeniu wpatrywał się
we mnie. Po chwili odchrząknął, wstając od stołu i zgarniając nasze puste
kubki.
- Młotek – mruknął pod nosem, a ja roześmiałem się głośno. Wstałem i
podszedłem do niego, po czym zabrałem mu naczynia z rąk i odstawiłem je do
zlewu. Przytuliłem go mocno. Od dawna miałem na to ochotę. Właściwie od
momentu, kiedy się tutaj znalazł.
- A ty jesteś draniem. – Nie skomentowałem tego, że zamarł w moich
ramionach. Wiedziałem, że nie był przyzwyczajony do takich gestów. – Cieszę
się, że jesteś. – Puściłem go, po czym ostatni raz błysnąłem zębami i poszedłem
do salonu. Sasuke dołączył do mnie po kilku minutach, siadając obok na kanapie
z książką w ręku.
______________________________
No, myślałam, że dzisiaj nie skończę rozdziału, ale jednak dałam radę. Zauważyłam, że mimo że mam wakacje, to brakuje mi na wszystko czasu. Ale co się dziwić, jak ja zawsze robię tysiąc rzeczy naraz.. Albo się zwyczajnie opierdalam, jak mi się nic nie chce. Przeważnie wtedy czytam, ale czasami nawet i na to nie mam ochoty. Jednak nie powinnam narzekać.. Od października znowu studia, zaczną się projekty, a dwie sesje będą dwoma miesiącami wyciętymi z życia. Wtedy dopiero zacznie się marudzenie, że na nic nie mam czasu. Ale się opłaca, bo średnia powyżej 4.0 może zaowocować przyznaniem stypendium naukowego, a trochę kasy zawsze się przecież przyda. I taka mała rada - jeżeli jakiś przyszły Maturzysta czyta to, co teraz piszę: Matura to pikuś, więc nie przejmujcie się aż tak bardzo. Sesja jest tysiąc razy gorsza. ^^
Prawdziwy motyw działań Sasuke zaplanowany był, oczywiście, od początku, ale nie chciałam wszystkiego od razu zdradzać. Dlatego też pisanie w osobie trzeciej mi to ułatwiało :). Zresztą, Naruto i tak wciąż nie wie o najważniejszej rzeczy. Ale się dowie, w swoim czasie ;).
Lu - jak widać, Sasuke coś zrobił, coś głupiego, ale koniec końców wyszło mu to na dobre :).
Frio Hamaguri - szczerze mówiąc, ten motyw snu nie był planowany, wpadł mi tak jakoś po drodze i wyjść nie chciał, no to musiałam przygarnąć. Jak widać, wyszło na dobre :). Na Twojego bloga już zajrzałam, ale z czytaniem trochę poczekam, bo na razie chcę skończyć pewne opowiadanie, które czytam od dłuższego czasu. Jednak widziałam, że będę miała co czytać i bardzo mnie to cieszy :). Pewnie już niedługo zacznę czytać, bo z obecnie czytanym opowiadaniem zbliżam się powoli do końca ;).
Przeczytałam, dodam komentarz rano z kompa, bo nie chce mi się skopiować z notatnika, pisałam go w trakcie czytania.
OdpowiedzUsuńLu.
Piszę ten komentarz na bieżąco w czasie czytania tekstu. Jakoś przyszła mi na to ochota, więc sama nie wiem co tam zawrę. Mogą być różne dziwy, ot, co. Zaczynam:
UsuńHa! Polubił go, przyzwyczaił się. Hue hue hue. Ryknęłam śmiechem kiedy znów wybrał się zabić starszyznę, a znów znalazł się w celi ANBU.
No, ale właśnie przestałam się śmiać na wspomnienie, że prawdopodobnie zostanie skazany na śmierć. Buuuuu. Tak na pewno nie będzie najlepiej Sasu. :(
Pędź Naru ratować Sasu, pędź pięknooki. :D Ale już go tak po prostu skazali na śmierć? No ja rozumiem co chciał im zrobić i mam ochotę mu za to wpierxxxxx (cenzura), ale żeby tak po prostu skazać go bez obrony? A co oni tacy święci? Ech. Z drugiej strony widać, że Sas w ogóle się nie chce bronić.
Ej no, Naruś, mogliście spać w jednym łóżku przypięci kajdankami, a najlepiej jeden z was - nie miałabym nic przeciw temu - a najlepiej to bez spania. *brudne myśli*
Wiedziałam, że go kocha! Cud, miód i orzeszki. Szkoda tylko, że tak się męczył przez te lata. Och, Naruto nawet nie wie ile to przytulenie oznaczało dla Sasuke. Słodkie to było. ^^
Dobrze, że Sasu powiedział mu o wszystkim, no prawie powiedział, bo zostało to jedno wyznanie, ale na nie przyjdzie dobry moment. Ciekawi mnie jak Naruś zareaguje. Wszystko się może wtedy wydarzyć.
Weny. :*
Witam,
OdpowiedzUsuńSasuke przed samym sobą przyznał, ze kocha Naruto, ponownie próbował zabić starszyznę i ponownie sam Naruto go uratował, chociaż teraz to wyjaśnili sobie wszystko...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia