Leżałem
na jakiejś polanie, wpatrując się w gwiazdy. Było ich tysiące, a Księżyc w
pełni dawał dużo światła. Po kilku minutach wstałem i zacząłem iść ścieżką.
Mijałem drzewa, już byłem w lesie. Było coraz ciemniej, a gwiazdy było widać
coraz słabiej, światło Księżyca tutaj nie docierało, a ja czułem się
zdezorientowany. Nie wiedziałem, gdzie jestem i gdzie jest wyjście. Słyszałem
jakieś szmery i trzask łamanych gałązek leżących na ziemi. Bałem się, było mi
zimno i byłem coraz bardziej zmęczony. W pewnym momencie gdzieś przed sobą
ujrzałem oczy Sasuke. Normalnie bym ich nie widział, w końcu były czarne, a
poza tym z takiej odległości i w dodatku po ciemku… Miał aktywowanego Sharingana.
Czerwień mnie przyciągała. Zacząłem iść w jego stronę. Po chwili stanęliśmy
twarzą w twarz, widziałem go dokładnie. Patrzył na mnie, a po chwili z jego ust
uleciało bezgłośne „pomóż mi”. Wtulił się we mnie ufnie. Miałem wrażenie, że w
tym momencie jest niższy i drobniejszy, a przecież nie było to prawdą. Może to
była tak zwana magia chwili? Nie miałem pojęcia i nie dane mi było się
przekonać, co wydarzyło się dalej, ponieważ się obudziłem.
Była
piąta rano, na zewnątrz było ciemno, a Sasuke siedział przy kuchennym stole z
kubkiem herbaty przed sobą. Zastanawiał się nad sensem swojego snu. Nigdy nic
mu się nie śniło. Owszem, kiedy był dzieckiem, miewał sny, ale od rodzinnej
tragedii… pustka. Kiedy się obudził, nie mógł ponownie zasnąć, więc po godzinie
przewracania się z boku na bok stwierdził, że to nie ma sensu. W kuchni paliło
się tylko małe światło, a cały dom był uśpiony. Podobnie jak cała Konoha.
Ziewnął szeroko. Powinien położyć się spać, rano czeka trening z młotkiem, a po
obiedzie miał zamiar poczytać.
- Sasuke? Ty też nie możesz spać? – W drzwiach kuchni pojawił się
Naruto.
- Nie – odpowiedział krótko. Blondyn wstawił wodę na herbatę. Już po
chwili siedział z parującym kubkiem obok Sasuke. – Miałem dziwny sen – dodał
Uchiha po długiej chwili milczenia.
- Ja też – odparł Uzumaki, uśmiechając się lekko pod nosem. – I tylko
tyle wiem, bo już go zapomniałem. – Zaśmiał się, drapiąc się po karku, co u
niego było oznaką zakłopotania. Ostatni członek klanu Uchiha uniósł tylko jedną
brew, ale nie skomentował. Nie chciał mówić, niech nie mówi, co mu do tego. – A
tobie co się śniło?
- Nieważne.
- Jasne.
Siedzieli
w milczeniu, wolno pijąc herbatę. Obaj rozmyślali o czymś zupełnie innym, każdy
z nich miał inną przeszłość, jednak na swój sposób podobną. Byli sierotami,
tylko rodziców stracili w innych okolicznościach. No i Sasuke poznał
przynajmniej po części, jak żyje się w rodzinie i ile szczęścia ona daje.
- Byłem w jakimś ciemnym pomieszczeniu, było bardzo małe – zaczął
Uchiha, a Naruto spojrzał na jego lewy profil z zainteresowaniem. – Zacząłem
się dusić, było tam małe okienko. Chciałem je rozwalić chidori, ale nie mogłem
skumulować chakry. Krzyczałem, ale nikt mnie nie słyszał. I wtedy to okienko
się zamknęło, a mnie zaczęło brakować powietrza. Już myślałem, że umrę i nawet
się z tym pogodziłem, ale wtedy zacząłem spadać. Spadłem do innego
pomieszczenia, jasnego, ogromnego, z ogromnym oknem. Na parapecie siedziałeś ty
i uśmiechałeś się do mnie – zakończył swoją opowieść, a w kuchni zapanowała
cisza.
- Wiesz, Sasuke… - zaczął Naruto. – Sądzę, że ten sen coś oznacza. –
Uśmiechnął się pogodnie, zupełnie jak w tym śnie. – Każdy sen coś oznacza, ma
jakiś ukryty sens. Tak myślę. Musisz nad tym pomyśleć, jeżeli chcesz. A teraz
idę spać, na śniadaniu widzimy się o dziesiątej, okej? - Wstał i odstawił pusty
kubek do zlewu, po czym poszedł do swojej sypialni. Sasuke westchnął cicho, po
czym również odstawił pusty kubek do zlewu i udał się do siebie. Sens snu? Przecież wiem, że jakiś jest,
pomyślał, zanim zasnął.
Wstałem
pierwszy i przygotowałem śniadanie. Kanapki z sałatą, pomidorem i szczypiorkiem
oraz dwie mocne kawy. Akurat kiedy postawiłem wszystko na stole, do kuchni
wszedł Sasuke.
- Cześć. – Uśmiechnąłem się szeroko.
- Cześć – mruknął, po czym usiadł przy stole. Usiadłem naprzeciw niego i
zabrałem się za jedzenie. Ilekroć spojrzałem na Uchihę, w brzuchu czułem jakiś
dziwny ucisk. To pewnie za sprawą snu. Wiedziałem, jaki był jego sens. Chciałem
pomóc Sasuke wyrwać się z ciemności i wczoraj często o tym myślałem, dlatego
przyśniło mi się coś takiego. Ale zastanawiało mnie, dlaczego w tym śnie to on
sam zwrócił się do mnie po pomoc. Może w głębi serca jej oczekiwał?
- Jesteś naiwny, Naruto – poinformował mnie uprzejmie Kurama.
- Dzięki, wiedziałem, że zawsze mogę liczyć na twoje wsparcie – odparłem
ironicznie, jednocześnie upijając łyk kawy. Była doskonała.
- Daj spokój, Uchiha potrzebujący pomocy? Oczekujący na nią? To do niego
nie pasuje. Ile razy mam ci powtarzać, że jest chłodny i wszystkim i wszystkimi
gardzi?
- A ile razy ja mam ci powtarzać, że się mylisz? To tylko maska. Nosi
ją, bo boi się cieplejszych uczuć.
- Naprawdę tak uważasz?
- Tak. I chciałbym, abyś więcej nie podważał moich przypuszczeń. Nie
zapominaj, że znam Sasuke od dziecka.
- A ty
nie zapominaj, że obserwowałem go z twojego wnętrza, odkąd go poznałeś. Ale
zgoda, nie będę podważał twoich przypuszczeń.
- Dzięki, Kurama. – Uśmiechnąłem się pod nosem. Lisi demon może i był
czasami irytujący, ale mimo wszystko bardzo go lubiłem i dobrze mi się z nim
rozmawiało.
- Idziemy na trening, młotku – mruknął Uchiha, a ja spojrzałem na niego.
Zdałem sobie sprawę, że pozmywał naczynia i teraz stoi przede mną, patrząc na
mnie z góry.
- Jasne.
Tak
samo, jak wczorajszy trening, tak i dzisiejszy był znakomity. Ponownie
leżeliśmy obok siebie na trawie, patrząc w niebo. Oddech mi się już uspokoił, a
wiatr przyjemnie ochładzał.
- Wiesz, Sasuke… - zacząłem, siadając po turecku przodem do niego i
patrząc na jego twarz. Zerknął na mnie krótko, by po chwili ponownie spojrzeć w
niebo. – Ten sen, co dzisiaj miałem… Leżałem na polanie i patrzyłem w gwiazdy,
a potem zacząłem iść w las. Było coraz ciemniej, czułem się zdezorientowany. W
oddali zobaczyłem twoje oczy, miałeś Sharingana, dlatego. Kiedy do ciebie
podszedłem, to ty… powiedziałeś do mnie „pomóż mi”, a potem się we mnie
wtuliłeś, jakby na potwierdzenie tego, że naprawdę chcesz tej pomocy. – Cały
czas uważnie patrzyłem na twarz przyjaciela, który nadal uparcie milczał. –
Słuchaj, naprawdę chcę ci pomóc. Jesteś moim przyjacielem i…
- Nie jestem – uciął ostrym tonem. – A ten sen to głupi wytwór twojej
równie głupiej wyobraźni. – Wstał, po czym skierował się w stronę domu.
Zerwałem się z ziemi i poszedłem za nim.
- Sasuke, daj sobie pomóc! Chcesz całe życie spędzić… tak? – zakończyłem
niezręcznie, nie wiedząc, jakich słów użyć. – Żyjąc samotnie? Bez przyjaciół,
miłości…?
- Zamknij się – ponownie mi przerwał, odwracając się nagle przodem do
mnie. Zrobił to tak gwałtownie, że mało co na niego nie wpadłem, ponieważ
szedłem tuż za nim. – Nie chcę pomocy, a w szczególności nie od ciebie. Nie
jesteś moim przyjacielem, a ja nie jestem twoim. Nie wiesz, co czuję, co czułem
przez całe życie. Ty jesteś beztroskim dzieciakiem, który, nie patrząc w
przyszłość, cieszy się każdym…
Nie
dokończył, po przywaliłem mu z pięści w szczękę. Dosyć mocno, bo zachwiał się,
ale nie upadł. Chwycił się za uderzone miejsce i spojrzał na mnie z furią w
oczach.
- Nie jestem beztroskim dzieciakiem. Nie wiem, co czułeś przez całe
życie? Być może, ale ty nie wiesz, co czułem ja. Dzieciństwo, od samego
początku zupełnie sam… Ty chociaż przez chwilę miałeś rodziców! A ja? Od zawsze
musiałem radzić sobie sam, bo nikt nie chciał mi pomóc! Przez Kuramę wszyscy
brali mnie za potwora, wytykali palcami! – Było mi przykro i ze wstydem
poczułem łzy zbierające mi się w oczach, które po chwili spłynęły po moich
policzkach. Sasuke zranił mnie do żywego. – Od zawsze idealny, uwielbiany przez
dziewczyny, a ja? Nieudacznik, z którego wszyscy się śmiali! Naprawdę nie wiem,
co Sakura w tobie widziała. Jesteś zimnym, obojętnym na wszystko głupcem! Nie
widzisz nic poza czubkiem własnego nosa! Powinienem nienawidzić Konohy tak
samo, jak ty, ale kocham ją! To mój dom! Tutaj czuję się bezpiecznie i wiem, że
mam na kogo liczyć! Zyskałem wielu przyjaciół dzięki swojej sile i
determinacji. A ty zawsze będziesz żył tym beznadziejnym, pustym życiem, bo tak
sobie wybrałeś. Wolna droga, ja cię powstrzymywać nie będę.
Wyminąłem
go, ignorując szok i zaskoczenie w jego szerzej otwartych oczach. Szybko
dotarłem do domu i od razu poszedłem wziąć prysznic. Musiałem trochę ochłonąć,
a potem odwiedzić Saia i z nim pogadać. Wykąpany i ubrany usiadłem na
parapecie, patrząc na ogród Uchihy. Był duży, z oczkiem wodnym, w którym kiedyś
pływały karpie. Resztę powierzchni pokrywała zielona trawa, a obok oczka rósł
potężny już klon. Drugi rósł pod wysokim, zabudowanym płotem, a pod nim stała
trzyosobowa huśtawka z daszkiem. Na ogródek wychodziło się przez werandę, na
której znajdowały się dwa leżaki i mały, drewniany stoliczek między nimi. Dach
dawał ochronę przed promieniami Słońca i pozwalał na spędzanie leniwych
popołudni w przyjemnym cieniu. Chciałbym kiedyś taki dom… Z żoną siedzielibyśmy
na takich leżakach, obserwując bawiące się w ogródku nasze dzieci. Na razie nie
miałem nawet dziewczyny, ale czasami lubiłem sobie tak pomarzyć. Z zamyślenia
wyrwał mnie trzask frontowych drzwi. Pewnie Sasuke wrócił do domu. Po chwili
usłyszałem trzask drzwi od łazienki. Westchnąłem cicho, zamykając oczy, a
czołem opierając się o chłodną szybę. Nie żałowałem tego, co mu powiedziałem.
Zdenerwował mnie, nieprawdziwie mnie osądzając. Wszystko mierzył swoją miarą i
na swój błędny sposób. To, co mi powiedział, zraniło mnie. Skoro tak sądził, to
dlaczego już pierwszego dnia mi tego nie wygarnął? Dlaczego zachowywał się tak
normalnie?
- Naruto, nie zadręczaj się tym. Ostrzegałem cię – mruknął Kurama.
- Wiem. – Westchnąłem cicho. – Ale mimo wszystko miałem nadzieję, że mi
się uda…
- Okropne uczucie, co? Przekonać się, że jednak nic z tego.
- Tak, okropne. – Uśmiechnąłem się gorzko.
- I co dalej?
- Nie wiem. – Wzruszyłem ramionami. – Nie mam pojęcia.
- Próbuj dalej – poradził mi przyjaciel.
- Huh? Nie przesłyszałem się? Zachęcasz mnie?
- Tak. Widziałeś jego wzrok, prawda? Po tym, jak skończyłeś go
ochrzaniać. Był w szoku i myślę, że coś w nim poruszyłeś. Może w końcu coś do
niego dotarło. I ten jego sen… Jakoś tak dziwnie jest kompatybilny z twoim.
Tobie śniło się, że prosi cię o pomoc, a jemu się śniło, że z ciemności trafia
do światła i widzi tam ciebie. To coś znaczy.
- Wiem, ale… Ale on teraz nie będzie chciał rozmawiać. – Westchnąłem
ciężko.
- Próbuj.
- Będę, ale najpierw muszę iść do Saia. Obiecałem Sakurze.
Stałem
pod drzwiami mieszkania Saia i wahałem się, czy zapukać. W końcu uniosłem dłoń
i kostkami palców zastukałem w drzwi. Po chwili otworzył mi czarnowłosy.
- Cześć, Sai. – Powitałem go szerokim uśmiechem, a on patrzył na mnie
chwilę zaskoczony. – Jest u ciebie Sakura?
- Cześć, Naruto. Nie, nie ma jej… Wejdź. – Przepuścił mnie w drzwiach.
- To dobrze się składa, bo chciałbym z tobą porozmawiać. – Ściągnąłem
buty i poszedłem za czarnowłosym w głąb mieszkania. Zaprowadził mnie do kuchni.
- Powinienem się bać? – Wstawił wodę na herbatę.
- Nie, nie. – Zaśmiałem się, po czym usiadłem przy stole. Po chwili
wylądował przede mną parujący kubek, a przede mną usiadł Sai ze swoją herbatą.
– Wczoraj rozmawiałem z Sakurą i ona… Ale nic jej nie powiesz, że z tobą
gadałem? Pewnie by mnie zabiła – skłamałem gładko, aby przyjaciel nic nie
podejrzewał. Zamierzałem udawać, że przyszedłem tutaj sam z siebie.
- Możesz być spokojny. – Uśmiechnął się do mnie łagodnie. – Kontynuuj.
- No, ona… martwi się. Powiedziała, że ostatnio jakoś dziwnie się
zachowujesz, jesteś jakiś tajemniczy, a ona nie wie, o co chodzi. Słuchaj,
stary, wiem, że jesteście szczęśliwi, ale jeżeli chcesz z nią zerwać, to wiedz,
że ona bardzo cię kocha i… - urwałem, bo Sai zaczął się głośno śmiać. – Co
jest?
- Nie zamierzam z nią zrywać. - Spojrzał na mnie rozbawiony. – Chcę się
jej oświadczyć.
W
kuchni na dobre kilka minut zapanowała cisza.
- Hę?! Że co?!
- Chcę się jej oświadczyć – powtórzył spokojnie. – Kocham ją i chcę się
z nią związać na całe życie, założyć rodzinę, mieć z nią dzieci. Faktycznie
ostatnio byłem trochę zamyślony i chwilami nieobecny, planowałem całe
oświadczyny… Nie sądziłem, że zauważy. – Upił łyk herbaty. – Kobiety to jednak
spostrzegawcze stworzenia – stwierdził odkrywczo, a ja się roześmiałem. To była
naprawdę miła wiadomość.
- Cieszę się. – Uśmiechnąłem się szeroko.
- Dzięki. – Odwzajemnił uśmiech. – Nie usłyszę, że to za wcześnie? Że oboje
jesteśmy jeszcze młodzi i…
- No co ty! Jesteście razem od dwóch lat, wasz związek jest fajny,
pasujecie do siebie. Sądzę, że Sakura bardzo się ucieszy i się zgodzi.
- Też mam taką nadzieję. – Ponownie się uśmiechnął.
U
Saia przesiedziałem do wieczora, kiedy mi powiedział, że Sakura kończy dzisiaj
pracę w szpitalu dopiero o dwudziestej. Zjadłem u niego obiad i kolację, nie
chcąc wracać do domu, w którym był Sasuke. Spędziłem bardzo przyjemnie
popołudnie. Pograliśmy w karty, a potem w szachy, pogadaliśmy trochę. Nie
wspomniałem mu o sytuacji, która zaszła dzisiaj między mną a Uchihą, nie chciałem
o tym rozmawiać. Kilka minut po dwudziestej pożegnałem się z nim i udałem się
do Sakury. Otworzyła mi dopiero po chwili, miała mokre włosy.
- Cześć, Naruto – powitała mnie uśmiechem, który odwzajemniłem. –
Wybacz, że czekałeś, brałam kąpiel. Męczący dzień w pracy. Rodzice wybrali się
dopilnować przygotowań do przyjęcia, więc jesteśmy sami. Napijesz się herbaty?
– zapytała, kiedy znaleźliśmy się w jej pokoju. Usiadłem na łóżku.
- Nie, dzięki. Raczej czegoś zimnego.
- Jasne, zaraz przyniosę. – Wyszła z pokoju, a po chwili wróciła z dwoma
szklankami soku pomarańczowego. Podała mi jedną i usiadła przy mnie.
- Byłem dzisiaj u Saia – zacząłem, a ona spojrzała na mnie z napięciem.
– Nie mogę powiedzieć ci, o co chodzi, ale mogę cię zapewnić, że nie masz się
czym martwić. – Uśmiechnąłem się pogodnie. Nie chciałem jej mówić o
oświadczynach i tym samym psuć niespodzianki.
- Na pewno? – zapytała niepewnie.
- Tak, zaufaj mi. Niedługo wszystkiego się dowiesz. Mogę trochę u ciebie
posiedzieć? Nie chcę jeszcze wracać do domu.
- Pewnie… - Zmarszczyła brwi. – A co się stało?
- Nie chcę o tym mówić.
- Naruto…
- Sakura…
- Mów! Wyrzuć to z siebie – rozkazała, a ja westchnąłem. Gdybym nie
chciał, nic bym jej nie powiedział, ale w duchu liczyłem na to, że mi coś
doradzi.
- Dobrze – mruknąłem i zacząłem mówić o całej dzisiejszej sytuacji. O
dwóch snach, moim i Sasuke, o naszej kłótni i o rozmowie z Kuramą. Kiedy
skończyłem, przyjaciółka patrzyła na mnie z wyraźnym współczuciem.
- Przykro mi, Naruto, naprawdę… - Położyła mi dłoń na ramieniu w geście
pocieszenia.
- Nie wiem, co mam robić. Nie chcę tam wracać, bo wiem, że będzie mnie
traktował jak powietrze. A kiedy o tym pomyślę, że tak będzie, to dochodzę do
wniosku, że to mnie będzie bolało.
- Przypomnij sobie słowa Kuramy i zrób tak, jak ci poradził. Próbuj
dalej. Z tego, co mi powiedziałeś, mogę wysnuć, że w Sasuke coś pękło. Może być
ciężko, ale jestem przekonana, że w końcu ci się uda, Naruto. – Uśmiechnęła się
do mnie łagodnie, a ja patrzyłem na nią dłuższą chwilę.
- Jasne. – W końcu skinąłem głową i również się uśmiechnąłem.
Do
domu wróciłem z dobrym nastawieniem. Co prawda, nie spodziewałem się, że już
jutro wszystko będzie w porządku, ale nie poddam się. Zbliżała się dwudziesta
druga, więc wziąłem szybki prysznic, a potem położyłem się do łóżka. Nie byłem
śpiący, ale nie chciałem snuć się bez celu po domu. Sasuke chyba już spał, bo z
jego sypialni nie dochodziły żadne odgłosy. Przykryłem się kołdrą i przyłożyłem
głowę do poduszki. Nie miałem żadnego konkretnego planu, stwierdziłem, że jakoś
to będzie. Z lekkim uśmiechem na ustach zasnąłem.
______________________________
W tym tygodniu miałam trochę mało czasu na pisanie, więc dzisiaj napisałam praktycznie cały rozdział.
Jak widać, pierwsza ich poważna rozmowa (czy może raczej jej początek) zakończyła się kłótnią.
Pisząc opis ogrodu Uchihy bezwiednie napisałam, że są tam dwa klony, a potem przypomniał mi się piątek. Byłam u kuzynki na całe popołudnie i dałam jej do przeczytania poprzednie dwa rozdziały. W pewnym momencie pyta: Jakie klony im pomagały sprzątać? Ja: no wiesz, jak oni mają tę technikę... Ona: aa, już wiem. A ja o drzewach pomyślałam. Obie popłakałyśmy się ze śmiechu XD. Potem była chwila przerwy, spojrzałyśmy na siebie i znowu w śmiech :D. Ona oglądała tylko kilka odcinków Naruto, ale w planach ma obejrzeć wszystkie :).
Maki, mentalność ciężko zmienić, a Polacy już tacy są, że wszystko widzą na czarno-biało i żyją swoimi ciasnymi poglądami ;)
Anonimowy, dzięki za komentarz :). Sama też od dłuższego czasu jestem cichym czytelnikiem. U mnie w rodzinie Grey'a czytały kuzynka, mama i dwie ciotki, każdej trylogia bardzo się podobała ;). Otóż to, muzyka łagodzi obyczaje i jednoczy. Co do końca świata - zawsze znajdą się ludzie, którzy uwierzą we wszystko ;).
Mam nadzieję, że to co powiedział Naru ruszyło Sasuke, ale z drugiej strony ciężko skruszyć mur, którym otoczone jest serce. Nawet jak coś w Sasu pękło to wątpię, że on tak od razu się z tym zdradzi. Nie wiem czemu, ale mam przeczucie, że Sasuke nie ma w pokoju lub coś się stało.
OdpowiedzUsuńHa, Sai się chce oświadczyć, a Sakura podejrzliwe stworzonko już wyobrażała sobie kto wie co. :D Ciekawa jestem jak zareaguje na oświadczyny. :D
Weny. :*
Przeczytałam jeszcze raz rozdział, więc postanowiłam coś po sobie zostawić. Dobrze, że wróciłaś z jakimś opowiadaniem. Jest bardzo ciekawe oraz sama ubóstwiam Naruto. Co do rozdziału to mam mieszane uczucia, i obawiam się, że wydarzy się coś wielkiego. Motyw snu pokazuje, jak są sobie bliscy, choć może teraz zaprzeczają, ale to ma swój urok. Też mi się wydaje, że Sai pasuje tutaj do Sakury. Oboje zasługują na szczęście i może lepiej, że w własnych ramionach. Ciekawi mnie, co zrobił Sasuke po ich rozmowie, bo obawiam się, że mogło go to za mocno ruszyć. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńZapraszam także do mnie.
Witam,
OdpowiedzUsuńtak jak myślałam, Sai chciał się oświadczyć Sakurze dlatego był taki rozkojarzony... co za dupek z Sasuke...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia